wtorek, 31 grudnia 2013
niedziela, 29 grudnia 2013
jestem zmęczona, ale i zadowolona. jestem szczęściarą, że mam takich przyjaciół i że mogę na nich polegać każdego dnia. bardzo Wam dziękuję za całe dzisiaj. jeszcze tylko zejdę na dół zapalić, a później wrócę do ciepłego łóżka oglądać wyciskacz łez. potrzebuję się wyciszyć, bo huczuhucz nie pomaga, a wyczuwam, że w sylwestra będzie się dużo działo. obiecuję zostać jutro cały dzień w domu i robić wszystko dla siebie. obiecuję odpocząć. mam nadzieję, że nie wpadnę na żaden głupi pomysł, chroń mnie boże.
czwartek, 26 grudnia 2013
chwila po północy, odpaliłam wszystkie świeczki, zabrałam poduszki i usiadłam na parapecie. zawsze tak robiłam kiedy tęskniłam. kiedy nie mogłam się pozbierać, albo kiedy coś nie dawało mi spać. najwięcej radości sprawia mi to w zimę. czas kiedy dla mnie zawsze zaczynają się te najlepsze rzeczy, takie po których uśmiech nie schodzi mi z twarzy a ja w środku czuję, że w końcu jest po co tu być. tak bardzo tęsknię za tym widokiem z okna, który zawsze był dla mnie czymś normalnym, dzisiaj zrozumiałam, że jest czymś wartym wspomnienia. sama nie wiem, być może pogubiłam się w tym wszystkim. być może nie potrafię okazywać uczuć, być kimś dla kogoś. nie rozumiem dlaczego znowu o tym myślę. zarzekałam się, że już dałam sobie spokój, że zapomniałam. te trzy dni świąt były dla mnie najprzykrzejsze od kilku lat. mimo wszystko w głębi jestem ogromnie wam wdzięczna, że zawsze jesteście. na dobre i złe dni, na pochmurne jak i te słoneczne, na te trzeźwe i pijane, że jesteście nawet wtedy kiedy wszystko jest nie tak. mamy 27 dzień ostatniego miesiąca. boję się nowego roku, i nowych rozczarowań. nowych nadziei i nowych rzeczy, na które być może nie jestem jeszcze gotowa. boję się, że sobie nie poradzę, że wszystkie moje wybory nie będą dobre. mam jedno marzenie, tylko jedno. chciałabym ułożyć sobie życie choćby w najmniejszym stopniu. tak aby budząc się rano, czuć, że szczęście mnie nie ominęło, że dalej tu jest. ta przerwa świąteczna, choć się jeszcze nie skończyła, to i tak dała mi masę szczęścia i wiary w nas, w to, że dalej jesteśmy i dalej potrafimy być takie jak ponad dwa lata wstecz. wiem, że najgorsze co mogłam zrobić, to było odrzucenie tych niebieskich i brązowych tęczówek, które każdego dnia starają się mi pomóc nawet w najgłupszych i najbardziej błahych sprawach. mam nadzieję, że przyszły rok będzie tak samo rokiem szczęśliwym jak i wszystkie poprzednie. tyle się wydarzyło..chciałabym każdą godzinę odtworzyć jeszcze raz, przemyśleć każdy swój krok, wszystko co mogłam zrobić lepiej. chciałabym zatrzymać każdą jego łzę, i każdy żal do mnie, chciałabym cofnąć każde kłamstwo, każdą kłótnię i każdy wieczór, który kończył się nie tak jakbyśmy tego chcieli. tyle jest we mnie żalu do samej siebie, że nawet mój płacz nie jest tego w stanie choć trochę zminimalizować. najwyższy czas wziąć się w garść i życzyć mu wszystkiego najlepszego. życzyć mu wszystkiego tego, ile dostałam od niego. chyba nie warto być ciągle złym, że ktoś zabrał mi mój cały świat, prawda? w końcu mam już nowy, który z dnia na dzień udoskonalam. wiem, że będzie jeszcze lepszy, naprawdę wiem to. chociaż tyle. bo wszystko co miało być to już było. a reszta..niech się dzieje samo..
środa, 25 grudnia 2013
wtorek, 24 grudnia 2013
poniedziałek, 23 grudnia 2013
właśnie zdałam sobie sprawę jak nieziemsko was uwielbiam. mam dwie najlepsze pod słońcem siostry, koleżanki, przyjaciółki, zołzy. tak często potraficie przemienić mój brak humoru w najszczerszy uśmiech. nawet dziś kiedy cały dzień był jak na złość, wystarczyło jedno rzucone hasło "idziemy pić" to nic, że znowu..lubię smsy, zaraz po otwarciu oczu "wstałaś? niedługo będziemy". uwielbiam kiedy robicie z mojego pokoju kawiarnie, jadalnie, salon kosmetyczny, salon rozrywki, balety, melanżownie, pokój schadzek, wybieg, palarnie. nie raz słyszałyśmy jak bardzo jesteśmy do siebie podobne, że mamy takie same nawyki, takie samo zdanie na różne tematy, takie same odzywki, o tym samym gadamy. ale i tak mimo wszystko każda jest innym światem dzięki czemu potrafimy się ze sobą dogadać, choć momentami jest ciężko. naprawdę nie wyobrażam sobie jakby to było gdyby miało Was nie być. kto by mi tak idealnie doradził, na kogo bym krzyczała, z kim bym piła, śmiała się, płakała, jadła, obgadywała. z czyjego szczęścia cieszyłabym się najbardziej? nie wiem i w sumie nie chce wiedzieć. wiem, że wszystko było po coś, i, ze teraz moze być tylko lepiej między nami. a na koniec i tak widać, że nasze prognozy sie nie sprawdziły. P. wyjechała, wróciła, a między nami dalej jest tak samo dobrze. lepsze czasy nadchodzą? a może po prostu stare, dobre czasy wracają. kocham was ;)
niedziela, 22 grudnia 2013
jestem tak wściekła na siebie..chciałabym chociaż wiedzieć za co. może za to, że jak zwykle staram się być najmilsza, pomocna, a i tak zawsze wychodzi chuj wielki. może za to, że kilka zdań zmienia cały mój dotychczasowy światopogląd, zmienia moje nastawienia. tak bardzo nienawidzę ludzi za każde wyrządzone mi zło, za każdy płacz, krzyk, kłamstwo, obrazę. nienawidzę. i albo jestem tak pijana albo rzeczywiście wkurwiona. miałam pójść się odprężyć, zapomnieć, pośmiać a wróciłam w takim stanie. jeszcze Ty, której nie chce już więcej widzieć. nie wierzę do czego zdolna jest rodzina. to chyba jakiś żart, naprawdę. najbardziej z tego wszystkiego denerwują mnie nasze kłótnie, wyzwiska, denerwuje mnie to, że zachowujesz sie jak jebane dziecko. nic nie rozumiesz, nie potrafisz normalnie się odezwać, wszystko jest dla ciebie żartem. mam nadzieję, że to czytasz, chociaż i tak nic do Ciebie nie dotrze. jak zawsze..chce już moje urodziny, PROSZĘ!
sobota, 21 grudnia 2013
środa, 18 grudnia 2013
dawno nie miałam takich wyrzutów sumienia. codziennie uciekam od problemów, myśląc, że w końcu się uda a one znikną same. jednak jestem głupsza niż ustawa przewiduje. powoli zaczynam naprawiać to wszystko co tak pięknie udało mi się spieprzyć przez ostatnie miesiące. dziwne, ale nawet nie wierzę w to, że nie dam sobie rady. a może po prostu chce udowodnić, tobie, sobie, wam, że potrafię. najgorsze jest chyba to, że ostatnio zawodzę nie tylko siebie, ale i wszystkich w okół. zapomniałam co jest najważniejsze, i zapomniałam jak sobie z tym radzić. staram się iść do przodu, nie cofać do tego co już nie istotne. podziwiam Cię za wszystko co robisz, za to, że tak świetnie radzisz sobie ze wszystkim. ostatnio kiedy mama dzwoni to tylko słyszę 'pierwszy rok jest najcięższy' a mówili mi, że tylko tydzień..dziś byłam asertywna, w końcu! odmówiłam mu tak prostej i błahej rzeczy. wiem o co się ostatnim razem pożarłyśmy i nie mam najmniejszego zamiaru dalej psuć kontaktu przez kogoś takiego jak on. jutro już czwartek. jeszcze tydzień temu wcale nie chciałam tych świąt, urodzin, tego wolnego. nie chciałam żyć w świadomości, że może odpocznę i może wyjdzie mi to na dobre. ale z godziny na godzinę, tylko czekam na ten piątek. na moment kiedy wpakuję się do pociągu i wysiądę na dziesiątym przystanku. zostawię porażki w pokoju, do którego nie wejdę przez najbliższe dwa tygodnie. święta spędzę w domu. nigdy takich nie było, dlatego nie jestem przekonana czy to najlepszy pomysł. odkąd pamiętam święta spędzałam u rodziny, w dużym gronie. później urodziny..śmieszne, ale czuję się jakbym czekała na nie dłużej niż wszyscy, a przecież to rok jak każdy. mam ogromną nadzieję, że w tym roku spędzę je z nikim innym jak z wami. i na koniec postanowienia noworoczne, które co roku wymyślam i co roku je olewam. za trzynaście dni mam zamiar wymyślić coś bardziej realnego, i tego dotrzymać. w każdym razie chciałabym być w końcu bardziej odpowiedzialna, bo na chwilę obecną, z odpowiedzialnością nie mam nic wspólnego. chciałabym nauczyć się asertywności i racjonalnego myślenia. zapomnieć o pesymizmie i przymykać oko na klęski. i co najważniejsze - nie dopuścić do tego żebym zrezygnowała ze Szczecina. może inaczej..nie dopuścić do powrotu do Gryfic na stałe. jeszcze kilka spraw do nadrobienia i będę mogła odetchnąć z ulgą. niech nic nie zakłóci mojego stanu opanowania chociaż do piątku. o nic więcej nie proszę.
poniedziałek, 16 grudnia 2013
niedziela, 15 grudnia 2013
czytam to wszystko i z perspektywy czasu inaczej na to patrzę. teraz potrafię się z tego śmiać, bo w końcu nic innego mi nie pozostało. naprawdę nie pamiętam już jakie to uczucie, być tak mocno do kogoś przywiązanym. nie pamiętam jak to jest kochać, dać się pokroić za czyjś jeden uśmiech. jedyne co mi po tym wszystkim zostało, to przekonanie o swojej głupocie i naiwności. dziś wracając tramwajem do domu, towarzyszył mi stary album pezeta, mes i planet. gapiąc się w moknący Szczecin pomyślałam, że już go nie pragnę. już mam inne problemy, rozterki. dziś zależy mi na innych ludziach. z dnia na dzień czuję jak się oddalam od tego złudnego świata, który powoli mnie niszczy. mam ogromną nadzieję, że szybko nie zobaczę tych zielonych tęczówek..za dobrze mi się żyje żebym znowu spieprzyła to wszystko. i tak jak K. napisała. zrobiłam to bezpodstawnie, nie miałam prawa tego pisać. ja już chyba tak mam, że głupota to moja siostra rodzona. to tylko 5 dni, i wrócę do domu. najbezpieczniejszego miejsca na ziemi.
i wiesz,wczoraj poczułam się przez chwilę tak idealnie. ale zbyt dużo alkoholu i braki w mózgach ludzi robią chore rzeczy. ani przez chwilę przez głowę nie przeszła mi twoja osoba. to chyba dobrze, prawda? mimo wszystko jestem rozczarowana, bo przecież nigdy nie jest idealnie. może powinnam to olać. w sumie..tak, nie przejmowanie się wyjdzie mi na lepsze. tylko to co teraz dzieje się w mojej głowie..
P.S. chyba tęsknię za Tobą, za wami, za nami. pytanie czy da się cokolwiek odratować setny raz..
P.S. chyba tęsknię za Tobą, za wami, za nami. pytanie czy da się cokolwiek odratować setny raz..
sobota, 14 grudnia 2013
czarne koty, przechodzenie pod drabiną,
otwieranie parasola w pomieszczeniach, to i inne tego typu bzdury mówią nam o
nieszczęściu, w które zawsze ciężko jest mi uwierzyć. nieszczęście to raczej
pojęcie względne, pracujemy na nie sami, więc nie możemy całej winy zrzucić na
bogu ducha winnego kota. jasne, każdy ma dni kiedy myśli, że cały świat jest
przeciwko nam i wtedy doszukujemy się
dziury w całym. myślę, że gdybym miała wierzyć
w przesądy, codziennie wmawiałabym sobie pecha, bo przecież z czarnym
kotem mieszkam i codziennie rano przechodzę pod wielką drabiną czy rusztowaniem
na swojej ulicy. to samo tyczy się wszystkiego co ma nam przynieść szczęście,
choćby czterolistna koniczyna, której ludzie w desperacji potrafią szukać
godzinami. jestem tak bardzo na nie, ale wtedy stojąc tam..pomyślałam, że to w
sumie trochę zabawne kiedy kazałeś odwrócić mi się tyłem do wody, pomyśleć
życzenie po czym mocno się zamachnąć i wyrzucić grosza daleko za siebie. tak
bardzo uwierzyłam przez chwilę w swoje szczęście, że długi czas myślałam o czym
marzę. nigdy nad tym się nie zastanawiałam. przecież wszystko miałam, miałam
tak idealne życie, że mogłabym tylko błagać aby nic się w nim nie zmieniło. ale
dzisiaj jest dzisiaj, a tamten czas dawno minął. miałam tysiąc myśli na minutę.
tysiąc marzeń, pragnień, uczuć, próśb. w końcu pomyślałam o czymś co
prawdopodobnie wywróciłoby moje życie do góry nogami. patrząc się na głupią
monetę w wodzie, odpaliłam papierosa i znowu wróciłam do rzeczywistości.
przecież to chore, wmawiać sobie szczęście, pecha czy inne bzdety. często
powtarzam, że coś stało się po coś. coś musiało się skończyć, żeby coś nowego
mogło zaistnieć, że jeśli coś się skończyło to najwyraźniej nie miało nawet
prawa bytu. coraz rzadziej jestem pesymistką, częściej patrzę na wszystko
realistycznie. wiem ile mogę, potrafię, ile dam radę. nie przekreślam
wszystkiego z góry, układając czarne scenariusze. zaczęłam radzić sobie sama,
bo przecież powinnam to robić od samego początku. wszystko ostatnio jest nie
tak, ale też nie twierdzę, że nie będzie lepiej. kilka sytuacji było naprawdę
słabych, i nie wartych wspominania. wstając rano już myślę, co dziś wyjdzie nie
tak, bo ostatnio nie ma dni idealnych, niczym niezmąconych. kilka dnia temu
spytałaś mnie, jak mogę chcieć dalej utrzymywać kontakt. po czym usłyszałaś, że
lubię hartować swoją psychikę i przyzwyczajać ją wszystkiego, bo wiem, że
gorsze rzeczy w życiu mnie spotkają. a
na koniec pięć dni spokoju, szkoła, dom, książki, filmy, i ja odcięta od
świata. mam ważenie, że takie życie jest lepsze. nie mam czym się przejmować.
tylko ta jedna sprawa, która ciągle nie daje mi żyć. mam nadzieję, że jeszcze w
tym roku się coś zmieni. sobota - niedawno znowu wróciłam do szarego Szczecina,
do swojej odskoczni a zarazem monotonni dnia codziennego. dzisiaj mam w planach
zapomnieć o wszystkim i wrócić do domu jutro rano. na pewne rzeczy potrzebujemy
trochę czasu, a wtedy kiedy już zrozumiemy na czym polega problem, robimy
wszystko by nie dopuścić do ponownego pojawienia się go. chyba na tym polegają
refleksje. będzie tylko lepiej, bo źle już było.
piątek, 13 grudnia 2013
poniedziałek, 9 grudnia 2013
jakim prawem ktoś decyduje o naszym smutku, radości, przypływie energii czy też jej braku. wczorajsze popołudnie było dla mnie torturą, o którą sama się prosiłam. tak jak napisałeś, jestem w ciemnej dupie, ale przecież mogę coś z tym zrobić. nic nie jest stracone, najważniejsze to udowodnić sobie i innym, że potrafię. każdy ma jakieś uzależnienie, od alkoholu, narkotyków, ludzi. mi wystarczy to od fajek. przecież już minęły te czasy uzależnienia od człowieka. przecież nauczyłam się żyć sama, chociaż wcale tego nie chciałam. zapierałam się rękami i nogami, ale musiałam w końcu się nauczyć. mamy poniedziałek, 11:15 o 16 znowu wyjeżdżam. nie zamierzam dziś ubolewać nad tym, że muszę się spakować i iść na pociąg. cieszę się chociaż, że nie wrócę sama do pustego domu. mam ochotę dziś ubrać się ciepło i siedzieć gdzieś na ławce gadając o bzdurach. czytać GMazazyn, co chwilę strzepując popiół z papierosa. niby nic, a dla mnie coś bardzo potrzebnego. coś co pozwoli mi wyrwać się z rutyny dnia codziennego. dam radę, nie spieprzę tego tygodnia. nie spieprzę swoich postanowień, które zawsze nie miały sensu.
sobota, 7 grudnia 2013
Ty, po co dzwonisz, skoro nie chcesz ze mną gadać.
Dobrze wiemy, że się nam nie poukłada mała.
środa, 4 grudnia 2013
jestem asertywna, wytrzymała, stanowcza, miła, uprzejma, zdystansowana, spokojna..a nawet jeśli nie, to warto sobie to wmawiać. 4.12. nie lubię tej daty, już nie lubię, szkoda w ogóle, że późno bo późno, ale w końcu zauważyłam jaki dziś dzień. to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy. środa - spokój. praktycznie zaraz piątek, spokój do końca tygodnia. mogę w końcu odpocząć. jeszcze tylko chemia a później zapewne dłuuugi spacer. dobrze mi to zrobi. tak myślę.
"jest krucha, bo jej bliscy cierpią,
ale twarda i obojętna gdy reszta świata wnerwia"
wtorek, 3 grudnia 2013
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Miałaś nie płakać, miałaś być twarda
Co z Tobą jest?
Miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić
Zapomnieć mnie.
Miałaś nie płakać, świat poukładać
Żeby miał sens.
niedziela, 1 grudnia 2013
Czasami widujemy kogoś codziennie, ale zapominamy mu powiedzieć jaki jest dla nas ważny.
A potem jest już zwyczajnie za późno..
czwartek, 28 listopada 2013
wtorek, 26 listopada 2013
poniedziałek, 25 listopada 2013
no, woman, no cry
mam obsesję. śmieszne. całe wczorajsze dwie godziny drogi były jakąś męczarnią. szczególnie, że obok musiała siedzieć ona, i nieświadoma mojej obecności, o mnie mówić. co dziwne, wychodząc z autobusu nie czułam ani trochę nienawiści, której przecież we mnie ostatnio tak dużo. tak, nauczmy się kochać ludzi. chyba sama nie wierzę w to co mówię..kończę sprzątanie i czekam na K.
niedziela, 24 listopada 2013
niedziela, dzień oznaczający, że czas się spakować, posprzątać pokój, wziąć torbę, zamknąć drzwi i iść na pociąg. tam spotykam multum ludzi, którzy płaczą, żegnają się, albo po prostu przychodzą sami, bo nie mają kogoś, kto za nimi zatęskni podczas ich nieobecności. w zależności jak jesteśmy nastawieni do dnia, tak go widzimy. dla mnie niedziela musi być najspokojniejszym dniem w tygodniu, gdzie wiem, że wstanę późno, i do siedemnastej będę piła kawy, herbaty, paliła fajki, słuchała planeta a jedyna obecność, to obecność mojego kota obok. nie warto rozwodzić się na pewnymi rzeczami. czasami przykro mi, że za nikim nie tęsknię. tęsknię za chwilami, momentami, dniami, latami, ale nie za ludźmi. mam wrażenie, że zaczynam być typem samotnika, niedługo zamiast wyjść, ja będę wolała siedzieć sama w domu i mieć święty spokój. za dużo myślę..
piątek, 22 listopada 2013
zawodzą nas tylko ludzie, wobec których mamy jakieś oczekiwania.
ludzie, którzy niczego się nie boją, nie potrafią kochać. może jest w tym trochę prawdy. ostatnio ciągle martwię się o tą operację. co jeśli coś nie wyjdzie..nawet nie chce sobie tego wyobrażać. kiedy słyszę o jakichkolwiek 'guzkach' od razu wraca do mnie sytuacja sprzed sześciu miesięcy, kiedy co noc leżałam w łóżku i zwijając się płakałam w poduszkę. nigdy nie przeżywałam tak bardzo śmierci bliskiej osoby. chciałabym żeby wszystko się ułożyło. nie, nie liczę na to, że będzie idealnie. chciałabym tylko żeby było stabilnie. codziennie rano chowam głowę pod kołdrą, wyłączając budzik. nie mam najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka, wychodzić do ludzi. niedługo moja szesnasta zima życia, spędzona w Szczecinie. i nagle zdaję sobie sprawę z tego, jaka jestem. kiedy ktoś mi kazał wymienić swoje wady czy zalety, ja milczałam. dzisiaj widzę, jak bardzo potrafię być zawzięta jeśli na czymś bardzo mi zależy. nigdy nie odpuszczam, niczego. zazwyczaj najpierw krzyczę, płaczę, później myślę i po pewnym czasie zaczynam dostrzegać ile tak naprawde noszę w sobie zła. już nie tęsknię. nie myślę, nie rozpamiętuję. po co? dlaczego znowu mam tracić czas na ratowanie czegoś, co już nie ma sensu. zawiodłam się raz, drugi, trzeci. mogłabym zawodzić się jeszcze sto razy, ale dla osoby, która jest naprawdę tego warta. odżyłam, czuję się wolna, fizycznie i psychicznie. jedyne co zaniedbałam przez to wszystko to swoje zdrowie, którego i tak mam już mało. dziś prawie zemdlałam, wychodząc z klasy w połowie lekcji nie wiedziałam co się ze mną dzieje. przestałam jeść, zapominam często, ze jest to istotna rzecz w dniu codziennym. sama jestem ciekawa ile jeszcze tak wytrzymam. mimo wszystko ciesze się, że pomimo tylu problemów, potrafię patrzeć na to wszystko w pewnym sensie optymistycznie. kilka postów dalej, pisałam, że jeśli coś się szybko zaczyna, to się szybko skończy. że jestem znowu naiwna i, że znowu pakuję się w gówno. co z tego..dlaczego wszystko muszę tak dokładnie analizować? jeżeli coś nie ma prawa bytu, to się skończy, a jeśli coś jest warte czegokolwiek to z czasem wróci. mam nadzieję, że niedługo wszystkie moje obawy znikną, a ja odetchnę z ulgą. mam nadzieję, że pierwszą zimę w tym miejscu, z tymi osobami i takim przebiegiem wspomnień, nauczek..przeżyję dobrze. nie chcę niczego żałować.
czwartek, 21 listopada 2013
środa, 20 listopada 2013
Od zawsze sama dla siebie byłam zagadką. Nie wiedziałam kim jestem,
czego pragnę i czy moje życie ma sens. Miałam mnóstwo inspiracji,
marzeń, uczuć, potrzeb i myśli. Za wszelką cenę chciałam być kimś.
Czasami łapałam się na tym, że prawdziwe szczęście dawała mi niepewność.
Byłam zwykłym beztroskim dzieckiem, które bało się własnych uczuć.
Marzyłam o indywidualności. Nie istniał dla mnie czas ani granice. Byłam
wolna, bo to miłość czyni człowieka wolnym. Konsekwencje były dla mnie
nagrodą. Popełniane błędy sprawiały, że ból dla mnie nie istniał. Życie
było piękne, zagadka nabierała barw. Gdzieś w głębi siebie odnalazłam
bezpieczną przystań, w której moje serce popadło w niewolę samotności.
Ograniczałam się do tego co konieczne. Grałam role - swoje i cudze.
Życie jest jak origami. To sztuka składania. Składania marzeń, pragnień i
uczuć w jedną całość. Miłość nigdy nie umiera do końca, zaś moja
zagadka to czysta wątpliwość. Dziś, gdy moje serce jest pełne emocji
wiem, że owa wątpliwość została rozwiana. Puenta jest prosta - dziś
czuję, że jestem sobą
wszystko mija tak spokojnie. te kilka słów za dużo, mogłam zaniechać to niż pytać czy wszystko dobrze. czasami chcielibyśmy nie słyszeć niektórych rzeczy. czekam na piątek. to nic nowego, prawda? chce wrócić, usiąść z nią, odpalić papierosa i zacząć się śmiać żeby później zastanawiać się czy wszystko co robimy w życiu ma sens. śmieszne...czekam na telefon, od niego albo od niego. maluję paznokcie, co jest jeszcze śmieszniejsze, bo przecież nigdy tego nie robię. wszystko się zmienia, przyjmuję to do wiadomości. zawsze lubiłam zmiany. jestem spokojna, nareszcie..
niedziela, 17 listopada 2013
"za oknem -5, nie kocham Cię już."
i chciałabym teraz napisać wszystko co czuję, co myślę, jak JA to widzę. ale odpuszczam sobie kolejny raz. nie wierzę tylko jak mogłeś coś takiego powiedzieć. w sumie..to takie w twoim stylu, bycie chujem.
cały weekend ze zdjęć. kilka dobrych chwil, alkohol, i przejechane kupę kilometrów. tak, było dobrze a dziś już postaram nie zadręczać się sobą, i nie myśleć o tym, że czuję się tak jak wyglądam. cholernie źle. nie mam ochoty tam wracać, tak bardzo...
piątek, 15 listopada 2013
zastanawiam się jak długo jeszcze będę się upijała z żalu, albo z cudzego szczęścia, później ledwo docierając na trzecie piętro. zastanawiam się czy są jeszcze na mojej liście rzeczy, które mnie cieszą, które są dla mnie ważniejsze niż cokolwiek innego. chyba zapominam o tym, że miałam być szczęśliwa i robić wszystkim na przekór. mam wrażenie, że jestem bardziej otwarta, mam większą samoocenę, więcej palę, piję, przeklinam, zrobiłam się bardziej wyszczekana. i pomyśleć, że to wszystko przez to, że chciałam być z dnia na dzień samowystarczalna, chciałam radzić sobie sama ze wszystkim, ze swoimi problemami..jak co wieczór robię bilans zysków i strat. okazuje się, że nic nie straciłam, bo przecież nic nie mam. kilka wspomnień, chwila, jedna dwie. to wszystko. bez sensu. wszystko ostatnio jest nie tak. najśmieszniejsze jest chyba to, że gdzieś te wszystkie sytuacje przechodzą obok mnie. mam już w dupie to wszystko. skończę tak jak na dzisiejszym wypracowaniu z polskiego. " i tak kiedyś wszyscy umrzemy"
niedziela, 10 listopada 2013
'nie jestem dawno'
dwa dni niczym nie zmąconego szczęścia. dwa dni z dala od hałasu miasta. dzisiaj wracam i znowu nie wierzę w to co robię. w piątek też nie wiedziałam, lejąc sobie kolejny kieliszek wódki. niby było dobrze, bo znalazłaś dla mnie pocieszenie w alkoholu i nikotynie ale...ale chciałabym już wiedzieć, chciałabym już być świadoma tego, że nic się samo nie ułoży. że mam szansę zmienić swoje życie, i nic z tą szansą nie robię. wiem, że jeśli ją zaprzepaszczę, będę tego żałowała. wiem też ile bólu sobie zadaje. wiem również jakim głupim i tchórzliwym człowiekiem jestem. mimo wszystko, przekonałam się, że nie jestem taką egoistką za jaką mnie uważasz. potrafię cieszyć się szczęściem bliskich i pomagać, chociaż sama często muszę radzić sobie sama. niekiedy myślę, że wolałabym ten ból fizyczny zamiast psychicznego, bo przynajmniej miałabym pewność, że zaraz przestanie boleć. nie wiem co ja sobie myślałam..palę jednego papierosa za drugim i już nic nie rozumiem. dlaczego zamiast cieszyć się dniem, życiem, teraźniejszością...ja tyle myślę. myślę i nic z tego nie wychodzi, bo nic z tym nie robię. powiedziałaś mi wczoraj, że nie mogę przecież pić za każdym razem kiedy mam gorszy dzień. że nie mogę rozpamiętywać, że mam obok kogoś kto być może okazać się trafnym wyborem. nie chcę zagłębiać się w te refleksje. może właśnie teraz powinnam skończyć palić, iść do kuchni, zrobić sobie ulubioną herbatę w ulubionym kubku, włączyć telewizor albo zająć się książką i żyć. żyć jak każdy. nic się już nie zmieni, przecież sam powiedziałeś. nie chce chyba, żeby coś między nami się zmieniało. przecież nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, ba..już na pewno nie trzeci. znowu mi tylko namąciłeś w głowie, mogłeś nie przyjeżdżać i nie wspominać, nie przypominać, nie robić tego. już nawet nie pamiętam ile razy powiedziałam Ci dziś jakim jesteś idiotą, że nie mogę się na Ciebie patrzeć, bo wszystko co złe, wraca. tak po prostu. dzisiaj nic nie znaczące "przepraszam" z twoich ust wydawało się bardziej odległe niż kiedykolwiek. tyle razy się przepraszaliśmy przez łzy, teraz tego nie potrzebuję. jedno głupie przepraszam niczego nie zmieni. chciałabym żeby ktoś powiedział mi, że będzie wszystko dobrze i, że wszystko się ułoży. ze wszystko co złe minie, a ja znowu się uśmiechnę nie wymuszając tej miny na mojej twarzy. jestem psychopatką, która męczy samą siebie, zachowuję się jakbym lubiła taki ból i krzywdę. krzywdzę samą siebie, często nie zdając sobie z tego sprawy. to przecież nienormalne.
środa, 6 listopada 2013
'Chciałabym pewnego wieczoru usiąść w wygodnym fotelu z kubkiem gorącej
czekolady i mieć tą pewność, że już nic złego nie może mnie spotkać.
Chciałabym czuć, że jestem kochanym człowiekiem. Chciałabym wiele, bo
jeszcze chciałabym być szczęśliwa i chciałabym umieć dawać to szczęście
innym. Poza tym chciałabym nauczyć się omijać cierpienie szerokim
łukiem. Chciałabym też nauczyć się miłości. Ale skoro chciałabym nauczyć
się miłości to muszę również nauczyć się rozstań. Po rozstaniach chyba
kolej na ból? Jego nie muszę się uczyć.. jego już znam. Dziś chciałabym
wiedzieć kiedy ten cały czar pryśnie. Chciałabym wreszcie sięgnąć po
swoje marzenia. Nie wstydzę się uczuć, nie wstydzę się tego, że mi ich
brak. Emocje wypełniają mnie od stóp do głów, są moimi drogowskazami do
samozagłady, a mimo to ciągle ich pragnę. Nie mam czasu na szukanie
szczęścia, nie mam czasu, aby żyć chwilą. Żyję momentami. Jednym,
drugim, trzecim. Potem zapominam, resetuję się i egzystuję jak wcześniej
czyli nijak. Mam wątpliwości. Wątpię w życie. Nawet już łez mi szkoda,
bo szczęście innych jest nieszczęściem drugich. W takich chwilach
topnieje cały lód w moim sercu. Wzruszenie sprawia, że mój nastrój
polepsza się z minuty na minutę. Wiecie dlaczego? Nagle zdaję sobie
sprawę, że jeśliby zapytać tych wszystkich ludzi czy są szczęśliwi to
połowa z nich natychmiast zalałaby się łzami. Nasze życie to
poszukiwania, które już nie posiadają celu.'
poniedziałek, 4 listopada 2013
cieszę się, że jesteś i, że mówisz mi to wszystko. że wróciłaś, że się produkujesz, męczysz, starasz i, że jesteś do bólu szczera. to co mówicie do mnie jest zawsze wyżej ponad wszystko inne. przepraszam za siebie i za to, że często jestem taką jebaną ścianą, do której można mówić i mówić. postaram się wszystko zmienić, bo najwyraźniej warto. na złość przecież mi nie pomagacie...jeszcze raz wielkie przepraszam...czas wyjść na spacer z A. i wszystko przetrawić.
"W sumie nie wiem czy pragnę cię kochać czy zranić,
Ale te święta były ostatnie jak George Michael.
To już za nami, kogo będziemy udawać,
Bo nie wyglądam zbyt dobrze kiedy leczę kaca.
Kiedy to wraca nie bywa nigdy w jakości HD.
Ja plus ty równa się nigdy razem, bo w nawiasie
Pomnożyłeś ze mną hajs, hajs podzielił miłość przy tym.
Dziękuję, nauczyłeś mnie lepszej matematyki.."
"W sumie nie wiem czy pragnę cię kochać czy zranić,
Ale te święta były ostatnie jak George Michael.
To już za nami, kogo będziemy udawać,
Bo nie wyglądam zbyt dobrze kiedy leczę kaca.
Kiedy to wraca nie bywa nigdy w jakości HD.
Ja plus ty równa się nigdy razem, bo w nawiasie
Pomnożyłeś ze mną hajs, hajs podzielił miłość przy tym.
Dziękuję, nauczyłeś mnie lepszej matematyki.."
niedziela, 3 listopada 2013
sobota, 2 listopada 2013
cała sobota z P. szpital, dom, szlugi, żarcie, łóżko i filmy. tak wyglądał nasz dzisiejszy dzień. oglądanie bajki, a później komedii romantycznej, po której czułyśmy się jeszcze gorzej. przyszła S. tylko po to żeby jeszcze bardziej obciąć mi włosy, i wieczór w parku. sama nie wiem czy to dobry weekend. w sumie..powinnam się cieszyć, bo następnym razem w takim składzie spotkamy się dopiero w następne święta. i dziwnie bo mam do Ciebie jedną klatkę, i nie będę mogła nawet przyjść pogadać, bo przecież Cię tu nie będzie. ważne, że w tygodniu choćby przelotem, czy na palarni ale zawsze się widzimy. jutro Szczecin, do którego tak bardzo nie mam ochoty jechać. w poniedziałek okulista a później znowu przywitam szpital na Arkońskiej. wykończy mnie to wszystko. niedługo święta, później moje urodziny a dwa dni po sylwester. zastanawiam się ciągle co z tego będzie. mam wrażenie, że nie powiem w tym roku "znowu zima, tak długo na Ciebie czekałam" polubiłam mróz, śnieg, ciemne dni, i wieczory przed telewizorem ale teraz nie będą one miały najmniejszego sensu. a przynajmniej tak mi się wydaje. jest źle, żeby później było lepiej. dlaczego ciągle to sobie powtarzam, a nie potrafię w to uwierzyć. bezsens.
piątek, 1 listopada 2013
czwartek, 31 października 2013
środa, 30 października 2013
"pora na to żebyś Ty też ułożyła sobie życie. zajęła się czymś. ja nie mówię, że to łatwe, ale zobacz..ja zawsze jestem i mogę z Tobą gadać o nim ile chcesz i możesz mi płakać, możemy kupić lody na hallowen i mówić jaka to E. jest brzydka, ale poza gadaniem to niczego nie zmieni. a to i tak nie zmienia faktu, że zostawił ciebie dla innej. więc skoro nie chcesz mieć szacunku do siebie, to chociaż zrób to dla mnie i daj mu odejść"
czasami taki głupi esemes zmienia moje nastawienie do sprawy i mi pomaga. więc dziękuję D. która to zawsze siłą lub sposobem uświadomi mi moją głupotę i nie pozwoli robić takich rzeczy. mam nadzieję, że jutrzejszy dzień spędzimy razem. jak co roku hallowen przesiedzimy w parku czy na cmentarzu. stęskniłam się za wami, chociaż P. widziałam dzisiaj a D. w poniedziałek. niby to tylko 2 tygodnie ale o niczym innym nie marzę jak o tym, żeby za jednym razem wysłać smsa do D i do P "za 10 minut w tunelu"
czasami taki głupi esemes zmienia moje nastawienie do sprawy i mi pomaga. więc dziękuję D. która to zawsze siłą lub sposobem uświadomi mi moją głupotę i nie pozwoli robić takich rzeczy. mam nadzieję, że jutrzejszy dzień spędzimy razem. jak co roku hallowen przesiedzimy w parku czy na cmentarzu. stęskniłam się za wami, chociaż P. widziałam dzisiaj a D. w poniedziałek. niby to tylko 2 tygodnie ale o niczym innym nie marzę jak o tym, żeby za jednym razem wysłać smsa do D i do P "za 10 minut w tunelu"
poniedziałek, 28 października 2013
Dla tych, których wkurwia fakt, że mi się udaje!
dobre są zmiany, bo w końcu wychodzą mi na rękę. dalej szukam rzeczy, które chciałam zrobić, a nie mogłam. wiem, że to śmieszne, bo nawet D. ma z tego ubaw, ale daje mi to w pewnym sensie dużo. robienie rzeczy na które ma się ochotę, to nic innego jak wolność, tą o którą tak często musimy walczyć w związkach. wiem, że mogę zmienić wszystko, i więcej nie narzekać na siebie. dieta, wygląd, nauka to coś co można zmienić zawsze. więc..czemu by nie spróbować? ;) niedługo znowu na Szczecin, i chociaż tak bardzo nie mam ochoty tam jechać, to wiem, że to tylko 3 dni po których znowu przyjadę i znowu będę beztrosko żyła, nie myśląc o niczym.
jestem szczęśliwa : dzień 2.
to chyba dobrze jak na mnie, co?
jestem szczęśliwa : dzień 2.
to chyba dobrze jak na mnie, co?
piątek, 25 października 2013
myślę pozytywnie, nic mnie nie wkurwi dzisiaj
i czy naprawdę moje życie musi wyglądać tak jak teraz? wątpię..czuję, że mogę zmienić wszystko, tylko jeszcze nie mam na to siły. chcę choć trochę organizacji, nie chcę wszystkiego robić na odpierdol, i ciągle wpadać w codzienną rutynę. potrzebuję odmiany, choćby tej najmniejszej. zmiana fryzury, czy organizowanie sobie czasu poprzez zapisywanie wszystkiego co muszę zrobić w danym dniu. dni coraz częściej mnie zaskakują, i nawet Ty, który po 2 miesiącach, życia osobno dzwonisz i pytasz czy nie wiem gdzie Twoja ładowarka od aparatu, po czym ja jak zwykle odpowiadam "otwórz szafkę przy łóżku, spójrz na dolną półkę. tam powinieneś ją znaleźć" czy to nie głupie? kiedy już postanowimy nie robić z siebie ostatniej kretynki, okazać choć trochę honoru, wszystko się sypie. wszystkie plany, obietnice, wszystko idzie w pizdu. sama nie wiem, piszę to i się śmieję, bo co innego mi pozostało. w poniedziałek szpital, szpital i jeszcze raz szpital. taki mój drugi dom, szybko się przyzwyczaiłam do tego, ze wszyscy mnie tam znają i traktują jak współlokatora. bywam tam regularnie co miesiac, i kilka razy w roku wpadam na kilka dni. wykończy mnie to kiedyś. jutro zrobię coś kreatywnego..ale znając mnie, pewnie skończę pod kołdrą w piżamie, z kawą i książką w ręku. do niczego się nie łapię. odpoczywam. tak po prostu. może uda mi się jutro pozbyć kilku cm włosów, i niepotrzebnych myśli. ważne, że wieczór spędziłam z dwiema wspaniałymi kobietami, które również mają gówniane problemy jak i ja sama. wszystko kiedyś wyjdzie na prostą, a na razie..co się dziwić, że jest ciężko skoro idę po górkę, do celu. zawsze kiedy jest za dobrze, to znaczy, że o czymś nie wiemy. i tym optymistycznym akcentem idę dalej upajać się filmem.
środa, 23 października 2013
nie lubię jak się lubisz z jakimś waflem.
lubię takie wieczory, kiedy spotykamy się, idziemy zrobić zakupy, zjeść, pogadać, zapalić a później spontanicznie jedziemy w miejsce, w którym dawno nas nie było. naprawdę cieszę się, że pomimo twojego zawalonego tygodnia, szkołą, pracą, nauką..potrafisz znaleźć dla mnie czas, tylko po to żebym nie siedziała w pustym domu. nie chciałabym żeby cokolwiek mogło zawalić naszą przyjaźń. za dużo było tych niepotrzebnych rozstań, które trwały czasami miesiąc, czasami prawie rok. najmilej jest mi wrócić do domu, po tym ciężkim tygodniu, bo wiem, że mam do kogo wracać. mam z kim wykonać piątkowy rytuał i iść na wino. czuję się potrzebna, kiedy któraś z was zwróci się o pomoc, ale najlepsze to to, że zawsze to WY umiecie mnie z każdego gówna wyciągnąć. nie raz, nie dwa byłam w takim stanie, że już sobie odpuszczałam, nie miałam na nic siły. a teraz stoję i mam się dobrze..naprawdę uważam, że coś w tym jest skoro potrafimy sobie wybaczyć i znowu zaufać, nie widząc przeszkód. niech nic między nami się nie zmienia, przez głupie spiny i niedomówienia. jest zbyt pięknie, żeby to schrzanić. jesteście NAJWIĘKSZĄ podporą jaką mogłam dostać.
wtorek, 22 października 2013
żenujące przyjaźnić się ze swoim byłym. gdzie cząstki mojego honoru..znowu macie rację, czemu mnie to nie dziwi. co się oszukiwać, robiąc tak dalej nie ruszę z miejsca, i tak jak powiedziałaś, nic mi nie da jeśli zrobię jej na złość. obiecałam sobie być miła dla ludzi i nie życzyć im źle, więc może zacznę się tego trzymać. a i tak każde zło do nas wraca..
i chociaż mam wrażenie, że momentami jestem w tym mieście kompletnie sama, to przekonałam się wczoraj, że mam najbardziej troskliwe kuzynki na świecie. potrafiły wyciągnąć mnie z domu, z czerwonymi od płaczu oczami, wsadzić do samochodu, włączyć głośno muzykę, a w domu posadzić mnie na kanapie, włączyć tv, dać piwo, fajki, koc, poduszki i mnie pocieszać. właściwie to miałam wrażenie, że pocieszały mnie, bo myślały, że płaczę przez niego. to już nierealne. mój limit płaczu po tym człowieku został wyczerpany. ile musiałam myśleć, płakać i nie spać tylko po to żeby uświadomić sobie, że ucieczka jest bezsensowym rozwiązaniem w tej sytuacji. zostanę tu i przetrwam ten gorszy okres. znajdę to co muszę i kiedy będę pewna, przeprowadzę się. nie stchórzę tak jak większość. jaki w tym sens. najważniejsze to być, nawet jeśli mam być w tym sama, to będę. przyjechałam tu dla siebie, dla nikogo innego.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)









































