niedziela, 29 grudnia 2013

jestem zmęczona, ale i zadowolona. jestem szczęściarą, że mam takich przyjaciół i że mogę na nich polegać każdego dnia. bardzo Wam dziękuję za całe dzisiaj. jeszcze tylko zejdę na dół zapalić, a później wrócę do ciepłego łóżka oglądać wyciskacz łez. potrzebuję się wyciszyć, bo huczuhucz nie pomaga, a wyczuwam, że w sylwestra będzie się dużo działo. obiecuję zostać jutro cały dzień w domu i robić wszystko dla siebie. obiecuję odpocząć. mam nadzieję, że nie wpadnę na żaden głupi pomysł, chroń mnie boże.

czwartek, 26 grudnia 2013

chwila po północy, odpaliłam wszystkie świeczki, zabrałam poduszki i usiadłam na parapecie. zawsze tak robiłam kiedy tęskniłam. kiedy nie mogłam się pozbierać, albo kiedy coś nie dawało mi spać. najwięcej radości sprawia mi to w zimę. czas kiedy dla mnie zawsze zaczynają się te najlepsze rzeczy, takie po których uśmiech nie schodzi mi z twarzy a ja w środku czuję, że w końcu jest po co tu być. tak bardzo tęsknię za tym widokiem z okna, który zawsze był dla mnie czymś normalnym, dzisiaj zrozumiałam, że jest czymś wartym wspomnienia. sama nie wiem, być może pogubiłam się w tym wszystkim. być może nie potrafię okazywać uczuć, być kimś dla kogoś. nie rozumiem dlaczego znowu o tym myślę. zarzekałam się, że już dałam sobie spokój, że zapomniałam. te trzy dni świąt były dla mnie najprzykrzejsze od kilku lat. mimo wszystko w głębi jestem ogromnie wam wdzięczna, że zawsze jesteście. na dobre i złe dni, na pochmurne jak i te słoneczne, na te trzeźwe i pijane, że jesteście nawet wtedy kiedy wszystko jest nie tak. mamy 27 dzień ostatniego miesiąca. boję się nowego roku, i nowych rozczarowań. nowych nadziei i nowych rzeczy, na które być może nie jestem jeszcze gotowa. boję się, że sobie nie poradzę, że wszystkie moje wybory nie będą dobre. mam jedno marzenie, tylko jedno. chciałabym ułożyć sobie życie choćby w najmniejszym stopniu. tak aby budząc się rano, czuć, że szczęście mnie nie ominęło, że dalej tu jest. ta przerwa świąteczna, choć się jeszcze nie skończyła, to i tak dała mi masę szczęścia i wiary w nas, w to, że dalej jesteśmy i dalej potrafimy być takie jak ponad dwa lata wstecz. wiem, że najgorsze co mogłam zrobić, to było odrzucenie tych niebieskich i brązowych tęczówek, które każdego dnia starają się mi pomóc nawet w najgłupszych i najbardziej błahych sprawach. mam nadzieję, że przyszły rok będzie tak samo rokiem szczęśliwym jak i wszystkie poprzednie. tyle się wydarzyło..chciałabym każdą godzinę odtworzyć jeszcze raz, przemyśleć każdy swój krok, wszystko co mogłam zrobić lepiej. chciałabym zatrzymać każdą jego łzę, i każdy żal do mnie, chciałabym cofnąć każde kłamstwo, każdą kłótnię i każdy wieczór, który kończył się nie tak jakbyśmy tego chcieli. tyle jest we mnie żalu do samej siebie, że nawet mój płacz nie jest tego w stanie choć trochę zminimalizować. najwyższy czas wziąć się w garść i życzyć mu wszystkiego najlepszego. życzyć mu wszystkiego tego, ile dostałam od niego. chyba nie warto być ciągle złym, że ktoś zabrał mi mój cały świat, prawda? w końcu mam już nowy, który z dnia na dzień udoskonalam. wiem, że będzie jeszcze lepszy, naprawdę wiem to. chociaż tyle. bo wszystko co miało być to już było. a reszta..niech się dzieje samo..

środa, 25 grudnia 2013

cały dzień czuję, że umieram a to jeszcze nie koniec. dwa dni bezsilności, nic nie robienia. znowu zapominam o jedzeniu, przez co wyglądam jak śmierć. nie mam pomysłu na życie, na dzisiejszy dzień. nie wiem co ze sobą zrobić. to wszystko.

wtorek, 24 grudnia 2013

chciałabym móc przespać te święta, albo przynajmniej przeleżeć je w łóżku, ale wiem, że mama mi nie da. jak zawsze potrafisz mnie zaskoczyć i urozmaicić mi moje nudne życie. kochana P. <3 jak to mówią - YOLO i do przodu. przed nami jeszcze pasterka, której już nie mogę sie doczekać!

poniedziałek, 23 grudnia 2013


właśnie zdałam sobie sprawę jak nieziemsko was uwielbiam. mam dwie najlepsze pod słońcem siostry, koleżanki, przyjaciółki, zołzy. tak często potraficie przemienić mój brak humoru w najszczerszy uśmiech. nawet dziś kiedy cały dzień był jak na złość, wystarczyło jedno rzucone hasło "idziemy pić" to nic, że znowu..lubię smsy, zaraz po otwarciu oczu "wstałaś? niedługo będziemy". uwielbiam kiedy robicie z mojego pokoju kawiarnie, jadalnie, salon kosmetyczny, salon rozrywki, balety, melanżownie, pokój schadzek, wybieg, palarnie. nie raz słyszałyśmy jak bardzo jesteśmy do siebie podobne, że mamy takie same nawyki, takie samo zdanie na różne tematy, takie same odzywki, o tym samym gadamy. ale i tak mimo wszystko każda jest innym światem dzięki czemu potrafimy się ze sobą dogadać, choć momentami jest ciężko. naprawdę nie wyobrażam sobie jakby to było gdyby miało Was nie być. kto by mi tak idealnie doradził, na kogo bym krzyczała, z kim bym piła, śmiała się, płakała, jadła, obgadywała. z czyjego szczęścia cieszyłabym się najbardziej? nie wiem i w sumie nie chce wiedzieć. wiem, że wszystko było po coś, i, ze teraz moze być tylko lepiej między nami. a na koniec i tak widać, że nasze prognozy sie nie sprawdziły. P. wyjechała, wróciła, a między nami dalej jest tak samo dobrze. lepsze czasy nadchodzą? a może po prostu stare, dobre czasy wracają. kocham was ;)

niedziela, 22 grudnia 2013

jestem tak wściekła na siebie..chciałabym chociaż wiedzieć za co. może za to, że jak zwykle staram się być najmilsza, pomocna, a i tak zawsze wychodzi chuj wielki. może za to, że kilka zdań zmienia cały mój dotychczasowy światopogląd, zmienia moje nastawienia. tak bardzo nienawidzę ludzi za każde wyrządzone mi zło, za każdy płacz, krzyk, kłamstwo, obrazę. nienawidzę. i albo jestem tak pijana albo rzeczywiście wkurwiona. miałam pójść się odprężyć, zapomnieć, pośmiać a wróciłam w takim stanie. jeszcze Ty, której nie chce już więcej widzieć. nie wierzę do czego zdolna jest rodzina. to chyba jakiś żart, naprawdę. najbardziej z tego wszystkiego denerwują mnie nasze kłótnie, wyzwiska, denerwuje mnie to, że zachowujesz sie jak jebane dziecko. nic nie rozumiesz, nie potrafisz normalnie się odezwać, wszystko jest dla ciebie żartem. mam nadzieję, że to czytasz, chociaż i tak nic do Ciebie nie dotrze. jak zawsze..chce już moje urodziny, PROSZĘ!

sobota, 21 grudnia 2013

tak jak mówiłam, zawsze wszystko wychodzi na prostą..nawet w moim przypadku. za kilka dni święta, na ulicach multum ludzi i samochodów, jak nigdy. mimo wszystko uwielbiam to miasto za ten czas, którego każdy ma dużo. tutaj nikt nie pędzi, nigdzie się nie śpieszy. jestem szczęśliwa, tak w środku. naprawdę. siedzę na balkonie z papierosem i kawą. myślę o tym wszystkim i jest tak jak być powinno. znowu jesteście wy i to jest chyba najlepsze w tym wszystkim. zaczęłam nawet doceniać czas wolny, co jest u mnie również dziwne. wczorajsze życzenia świąteczne i przełamywanie się opłatkami było najlepsze. szczególnie kiedy podszedł do mnie i zaczął składać mi życzenia ktoś po kim bym się tego nie spodziewała. lubię to wszystko, serio jest idealnie. mam ochotę dzisiaj na wino, fajki i was. jak co zimę ;)

środa, 18 grudnia 2013

dawno nie miałam takich wyrzutów sumienia. codziennie uciekam od problemów, myśląc, że w końcu się uda a one znikną same. jednak jestem głupsza niż ustawa przewiduje. powoli zaczynam naprawiać to wszystko co tak pięknie udało mi się spieprzyć przez ostatnie miesiące. dziwne, ale nawet nie wierzę w to, że nie dam sobie rady. a może po prostu chce udowodnić, tobie, sobie, wam, że potrafię. najgorsze jest chyba to, że ostatnio zawodzę nie tylko siebie, ale i wszystkich w okół. zapomniałam co jest najważniejsze, i zapomniałam jak sobie z tym radzić. staram się iść do przodu, nie cofać do tego co już nie istotne. podziwiam Cię za wszystko co robisz, za to, że tak świetnie radzisz sobie ze wszystkim. ostatnio kiedy mama dzwoni to tylko słyszę 'pierwszy rok jest najcięższy' a mówili mi, że tylko tydzień..dziś byłam asertywna, w końcu! odmówiłam mu tak prostej i błahej rzeczy. wiem o co się ostatnim razem pożarłyśmy i nie mam najmniejszego zamiaru dalej psuć kontaktu przez kogoś takiego jak on. jutro już czwartek. jeszcze tydzień temu wcale nie chciałam tych świąt, urodzin, tego wolnego. nie chciałam żyć w świadomości, że może odpocznę i może wyjdzie mi to na dobre. ale z godziny na godzinę, tylko czekam na ten piątek. na moment kiedy wpakuję się do pociągu i wysiądę na dziesiątym przystanku. zostawię porażki w pokoju, do którego nie wejdę przez najbliższe dwa tygodnie. święta spędzę w domu. nigdy takich nie było, dlatego nie jestem przekonana czy to najlepszy pomysł. odkąd pamiętam święta spędzałam u rodziny, w dużym gronie. później urodziny..śmieszne, ale czuję się jakbym czekała na nie dłużej niż wszyscy, a przecież to rok jak każdy. mam ogromną nadzieję, że w tym roku spędzę je z nikim innym jak z wami. i na koniec postanowienia noworoczne, które co roku wymyślam i co roku je olewam. za trzynaście dni mam zamiar wymyślić coś bardziej realnego, i tego dotrzymać. w każdym razie chciałabym być w końcu bardziej odpowiedzialna, bo na chwilę obecną, z odpowiedzialnością nie mam nic wspólnego. chciałabym nauczyć się asertywności i racjonalnego myślenia. zapomnieć o pesymizmie i przymykać oko na klęski. i co najważniejsze - nie dopuścić do tego żebym zrezygnowała ze Szczecina. może inaczej..nie dopuścić do powrotu do Gryfic na stałe. jeszcze kilka spraw do nadrobienia i będę mogła odetchnąć z ulgą. niech nic nie zakłóci mojego stanu opanowania chociaż do piątku. o nic więcej nie proszę.

poniedziałek, 16 grudnia 2013




"Kiedy pozbyliśmy się siebie nawzajem
Z naszych dziwnych CV,
Dopiero dotarło do mnie ile dałaś mi Ty"

niedziela, 15 grudnia 2013




















czytam to wszystko i z perspektywy czasu inaczej na to patrzę. teraz potrafię się z tego śmiać, bo w końcu nic innego mi nie pozostało. naprawdę nie pamiętam już jakie to uczucie, być tak mocno do kogoś przywiązanym. nie pamiętam jak to jest kochać, dać się pokroić za czyjś jeden uśmiech. jedyne co mi po tym wszystkim zostało, to przekonanie o swojej głupocie i naiwności. dziś wracając tramwajem do domu, towarzyszył mi stary album pezeta, mes i planet. gapiąc się w moknący Szczecin pomyślałam, że już go nie pragnę. już mam inne problemy, rozterki. dziś zależy mi na innych ludziach. z dnia na dzień czuję jak się oddalam od tego złudnego świata, który powoli mnie niszczy. mam ogromną nadzieję, że szybko nie zobaczę tych zielonych tęczówek..za dobrze mi się żyje żebym znowu spieprzyła to wszystko. i tak jak K. napisała. zrobiłam to bezpodstawnie, nie miałam prawa tego pisać. ja już chyba tak mam, że głupota to moja siostra rodzona. to tylko 5 dni, i wrócę do domu. najbezpieczniejszego miejsca na ziemi. 







i wiesz,wczoraj poczułam się przez chwilę tak idealnie. ale zbyt dużo alkoholu i braki w mózgach ludzi robią chore rzeczy. ani przez chwilę przez głowę nie przeszła mi twoja osoba. to chyba dobrze, prawda? mimo wszystko jestem rozczarowana, bo przecież nigdy nie jest idealnie. może powinnam to olać. w sumie..tak, nie przejmowanie się wyjdzie mi na lepsze. tylko to co teraz dzieje się w mojej głowie..


P.S. chyba tęsknię za Tobą, za wami, za nami. pytanie czy da się cokolwiek odratować setny raz..

sobota, 14 grudnia 2013

czarne koty, przechodzenie pod drabiną, otwieranie parasola w pomieszczeniach, to i inne tego typu bzdury mówią nam o nieszczęściu, w które zawsze ciężko jest mi uwierzyć. nieszczęście to raczej pojęcie względne, pracujemy na nie sami, więc nie możemy całej winy zrzucić na bogu ducha winnego kota. jasne, każdy ma dni kiedy myśli, że cały świat jest przeciwko nam  i wtedy doszukujemy się dziury w całym. myślę, że gdybym miała wierzyć  w przesądy, codziennie wmawiałabym sobie pecha, bo przecież z czarnym kotem mieszkam i codziennie rano przechodzę pod wielką drabiną czy rusztowaniem na swojej ulicy. to samo tyczy się wszystkiego co ma nam przynieść szczęście, choćby czterolistna koniczyna, której ludzie w desperacji potrafią szukać godzinami. jestem tak bardzo na nie, ale wtedy stojąc tam..pomyślałam, że to w sumie trochę zabawne kiedy kazałeś odwrócić mi się tyłem do wody, pomyśleć życzenie po czym mocno się zamachnąć i wyrzucić grosza daleko za siebie. tak bardzo uwierzyłam przez chwilę w swoje szczęście, że długi czas myślałam o czym marzę. nigdy nad tym się nie zastanawiałam. przecież wszystko miałam, miałam tak idealne życie, że mogłabym tylko błagać aby nic się w nim nie zmieniło. ale dzisiaj jest dzisiaj, a tamten czas dawno minął. miałam tysiąc myśli na minutę. tysiąc marzeń, pragnień, uczuć, próśb. w końcu pomyślałam o czymś co prawdopodobnie wywróciłoby moje życie do góry nogami. patrząc się na głupią monetę w wodzie, odpaliłam papierosa i znowu wróciłam do rzeczywistości. przecież to chore, wmawiać sobie szczęście, pecha czy inne bzdety. często powtarzam, że coś stało się po coś. coś musiało się skończyć, żeby coś nowego mogło zaistnieć, że jeśli coś się skończyło to najwyraźniej nie miało nawet prawa bytu. coraz rzadziej jestem pesymistką, częściej patrzę na wszystko realistycznie. wiem ile mogę, potrafię, ile dam radę. nie przekreślam wszystkiego z góry, układając czarne scenariusze. zaczęłam radzić sobie sama, bo przecież powinnam to robić od samego początku. wszystko ostatnio jest nie tak, ale też nie twierdzę, że nie będzie lepiej. kilka sytuacji było naprawdę słabych, i nie wartych wspominania. wstając rano już myślę, co dziś wyjdzie nie tak, bo ostatnio nie ma dni idealnych, niczym niezmąconych. kilka dnia temu spytałaś mnie, jak mogę chcieć dalej utrzymywać kontakt. po czym usłyszałaś, że lubię hartować swoją psychikę i przyzwyczajać ją wszystkiego, bo wiem, że gorsze rzeczy w życiu mnie spotkają.  a na koniec pięć dni spokoju, szkoła, dom, książki, filmy, i ja odcięta od świata. mam ważenie, że takie życie jest lepsze. nie mam czym się przejmować. tylko ta jedna sprawa, która ciągle nie daje mi żyć. mam nadzieję, że jeszcze w tym roku się coś zmieni. sobota - niedawno znowu wróciłam do szarego Szczecina, do swojej odskoczni a zarazem monotonni dnia codziennego. dzisiaj mam w planach zapomnieć o wszystkim i wrócić do domu jutro rano. na pewne rzeczy potrzebujemy trochę czasu, a wtedy kiedy już zrozumiemy na czym polega problem, robimy wszystko by nie dopuścić do ponownego pojawienia się go. chyba na tym polegają refleksje. będzie tylko lepiej, bo źle już było.

piątek, 13 grudnia 2013

ludzie często chcą tego, co najprawdopodobniej już mają. a co jeśli tak też jest ze mną? co jeśli szukam czegoś, co stoi o krok ode mnie?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

jakim prawem ktoś decyduje o naszym smutku, radości, przypływie energii czy też jej braku. wczorajsze popołudnie było dla mnie torturą, o którą sama się prosiłam. tak jak napisałeś, jestem w ciemnej dupie, ale przecież mogę coś z tym zrobić. nic nie jest stracone, najważniejsze to udowodnić sobie i innym, że potrafię. każdy ma jakieś uzależnienie, od alkoholu, narkotyków, ludzi. mi wystarczy to od fajek. przecież już minęły te czasy uzależnienia od człowieka. przecież nauczyłam się żyć sama, chociaż wcale tego nie chciałam. zapierałam się rękami i nogami, ale musiałam w końcu się nauczyć. mamy poniedziałek, 11:15 o 16 znowu wyjeżdżam. nie zamierzam dziś ubolewać nad tym, że muszę się spakować i iść na pociąg. cieszę się chociaż, że nie wrócę sama do pustego domu. mam ochotę dziś ubrać się ciepło i siedzieć gdzieś na ławce gadając o bzdurach. czytać GMazazyn, co chwilę strzepując popiół z papierosa. niby nic, a dla mnie coś bardzo potrzebnego. coś co pozwoli mi wyrwać się z rutyny dnia codziennego. dam radę, nie spieprzę tego tygodnia. nie spieprzę swoich postanowień, które zawsze nie miały sensu.

sobota, 7 grudnia 2013

kiedy skończę robić na złość ludziom? niepojęte jak bardzo chcę być miła i uprzejma, jednocześnie rujnując komuś życie. najdziwniejsze jest to, że wcale mi to nie przeszkadza, a przecież powinno. przecież to zawsze ja się wszystkim przejmuję, stresuję, mam kace moralne. dalej śmiać mi się chce jak przypomnę sobie wczorajszą rozmowę z I, która już zna zakończenie tej historii. cieszę się, że już jest chociaż w tej sprawie okej. że nie psujemy, nie wyzywamy, nie naskakujemy na siebie. może z czasem dojrzeję i przestanę być taka jaka jestem teraz. wierzę w to mocno ;)




Ty, po co dzwonisz, skoro nie chcesz ze mną gadać.
Dobrze wiemy, że się nam nie poukłada mała.

środa, 4 grudnia 2013

jestem asertywna, wytrzymała, stanowcza, miła, uprzejma, zdystansowana, spokojna..a nawet jeśli nie, to warto sobie to wmawiać. 4.12. nie lubię tej daty, już nie lubię, szkoda w ogóle, że późno bo późno, ale w końcu zauważyłam jaki dziś dzień. to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy. środa - spokój. praktycznie zaraz piątek, spokój do końca tygodnia. mogę w końcu odpocząć. jeszcze tylko chemia a później zapewne dłuuugi spacer. dobrze mi to zrobi. tak myślę.



"jest krucha, bo jej bliscy cierpią,
ale twarda i obojętna gdy reszta świata wnerwia"

poniedziałek, 2 grudnia 2013

czasami chciałabym powiedzieć, że nienawidzę tych zdjęć, ale zaraz myślę, że przecież to jedyne co mi zostało. zdjęcia były robione prawie dwa lata temu. znalazłam je na płycie, były wymieszane z albumami projektantów. nie mogłam się powstrzymać żeby ich nie przejrzeć. i chociaż dalej mam w sobie takiego samego dzieciaka jak wtedy, to dużo się zmieniło od tamtej pory. mogłabym mówić i mówić, ale i tak nikt nie zrozumie, że wolałam chyba tamtą D. niż tą, która jest teraz. czasami wydaje mi się, że zmieniłam się na lepsze, a chwilę później zauważam, że jednak nie. nie wiem komu chciałam zrobić na złość. sobie czy tobie..chociaż wiem, kto na tym ucierpiał mocniej. doszczętnie niszczę swoje zdrowie, wmawiając przy tym wszystkim, że przecież jest bardzo dobrze i, że to właśnie teraz dopiero zaczynam żyć. najwyraźniej kłamstwo mam już wyćwiczone do perfekcji. zaczynam coraz częściej się zastanawiać "co dalej?" zadaje sobie to pytanie sto razy dziennie. i nie potrafię na nie odpowiedzieć. już nie wiem co mam zmienić żebym mogła W KOŃCU żyć. normalnie. długo się oszukiwałam, że przeprowadzka będzie miała sens i, że coś nareszcie ruszy do przodu..jak widać, nic się nie ruszyło. nie lubię się za to, że często nie potrafię wydusić z siebie słów, które chciałabym komuś powiedzieć. może najzwyczajniej w świecie boję się konsekwencji. rzadko okazuję komuś uczucia, częściej bywam obojętna, co jeszcze bardziej wbija mnie w ziemię. ja po prostu boję się, że do nikogo już nigdy się tak mocno nie przywiążę, że nikomu nie będę umiała tak bezgranicznie zaufać, że nikogo nie obdarzę takim uczuciem. te myśli mnie zabijają, szczególnie takie kiedy zastanawiam się czy przyjdzie taki dzień, kiedy zapomnę o wszystkim, dosłownie. ja nawet za każdym razem kiedy się spotykamy boję się o to co dzisiaj od ciebie usłyszę. wolałabym bać się pająków, węży, ciemności, śmierci niż tego, że ktoś po raz kolejny potraktuje mnie tak samo. dostałam za swoje, zła karma wraca. strasznie smutny ze mnie człowiek od jakiegoś czasu. w dzień cieszę się jak głupia ze wszystkiego a wystarczy wieczór, kiedy wracam do domu, siadam w pokoju na łóżku i już nie wiem co mam ze sobą zrobić, bo po plecach napierdalają mnie wszystkie najgorsze rzeczy. ciągle powtarzam sobie, że jest chujowo, ale przecież stabilnie. najważniejsze to nie przyzwyczajać się do ludzi, miejsc, rzeczy, bo to wszystko kiedyś przeminie. człowiek jak już coś ma, to nawet nie jest w stanie tego często docenić, bo uważa, że przecież mu się to należało od samego początku, a później coś tracimy i nie zdajemy sobie sprawy jacy byliśmy i jak bardzo coś zaniechaliśmy. a na koniec dodam, że uwielbiam P. za "idź po coś słodkiego,znajdź film, ja kupię browary i niedługo będę." czyli dziś nie będzie tak najgorzej. 



Miałaś nie płakać, miałaś być twarda 
Co z Tobą jest? 
Miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić 
Zapomnieć mnie. 
Miałaś nie płakać, świat poukładać 
Żeby miał sens.

niedziela, 1 grudnia 2013

po raz pierwszy doszłam do wniosku, ze nie możemy uciekać przed tym co nas boli, czego się boimy, czy przed tym, za czym tęsknimy. to taka ucieczka bez sensu i donikąd. prędzej czy później to nas dopadnie. nie wiem już jak mam zabić w sobie wszystko co zostało gdzieś tam na dnie. nie wiem jak mam opanować myśli, trzęsące się kolana i ręce. nie wiem już jak mam zacząć żyć inaczej tysięczny raz. najlepszym rozwiązaniem jest zostawienie tego wszystkiego w spokoju. niech się samo rozwiąże. z czasem człowiek zaczyna czuć mniej, aż w końcu przestaje czuć cokolwiek. zaczynamy patrzeć na pewne rzeczy z przymrużeniem oka, tak jakby nigdy nic się nie stało. myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a ja robię coraz to większe postępy. zawsze mały kroczek jest jakimś sukcesem. póki co, nie mogę narzekać. nie jest jeszcze tragicznie, po prostu muszę wziąć się w końcu za siebie. pomijając fakt, że powtarzam to sobie już chyba dziesiąty raz. chęci też się liczą, prawda? nie pozwolę żeby jesień, czy zima okradła mnie do reszty ze szczęścia, i zabierała uśmiech z twarzy. a już na pewno nie pozwolę żebym czuła się gorzej przez ludzi. oni i tak kiedyś umrą. 


Czasami widujemy kogoś codziennie, ale zapominamy mu powiedzieć jaki jest dla nas ważny. 
A potem jest już zwyczajnie za późno..


czwartek, 28 listopada 2013


" Albo nie umiesz albo życie tak sprawiło, 
że o bólu nic nie powiesz i ukryjesz wszystko, nawet miłość. "

wtorek, 26 listopada 2013

mój własny kalejdoskop wspomnień. doskonale wiem o tym jak z roku na rok mój charakter, i podejście do dnia codziennego coraz bardziej się zmienia. pamiętam kiedy byłam mała, kiedy do młodszych dzieciaków bałam się odpyszczyć, bo nie wiedziałam do czego są zdolne. później koniec podstawówki, gdzie coś dziwnego zmieniło mnie o sto osiemdziesiąt stopni. przestałam bać się własnego cienia, a "kobiecość" ukrywałam pod męskimi koszulkami o dwa rozmiary za dużymi. wtedy też poznałam I. nie raz czytałyśmy po kilku latach nasze "porady życiowe". pamiętam za jaką mnie uważałaś, pewną siebie, wyszczekaną gówniarę, uwielbiającą przesiadywać z chłopakami. koniec podstawówki i początki gimnazjum spędzałyśmy w czwórkę w Barkowie. w jedynym miejscu gdzie co wolne zjeżdżałyśmy się i mogłyśmy gadać do woli o bzdurach. zaraz po tym jak wszyscy stamtąd wyjechali, ogarnęłyśmy, że już nie jest tak jak wcześniej, a nasze ulubione otoczenie tak jak i my same, zmienia się. na pewne sprawy nie miałyśmy wpływu..przestałyśmy tam przyjeżdżać, a wakacje spędzałyśmy nie w namiocie z chłopakami, tylko we własnych miastach, porozrzucane po świecie. przestałyśmy uczyć się przekleństw niemieckich, bo w końcu P. miała do nas najdalej i dzieliła nas granica. w gimnazjum każda z nas miała jakiegoś chłopaka, a szerokie spodnie zamieniłyśmy na obcisłe ciuchy i kosmetyki. i znowu się zmieniłam. zaczęłam zauważać, że mam uczucia, potrafię kochać, wybaczać, poświęcać wszystko jednej osobie. zauważyłam, że szczęście kochanej przeze mnie osoby jest ważniejsze od mojego. i chociaż zawsze słyszałam, że przez fakt iż jestem jedynaczką to zawsze będę samolubna, a ja przecież nauczyłam się dzielić, kołdrą, poduszką, kubkiem, jedzeniem, dniem, komputerem z drugą osobą. od mamy nie raz uslyszałam, że do końca życia będę leniem. a kiedy wracałam po całym dniu do domu i opowiadałam jej, że grabiłam liście, odgarniałam śnieg, kręciłam gwintem, zmieniałam koła, sprzątałam z nim pokój, robiliśmy obiad, pilnowaliśmy dzieciaków, kosiliśmy trawę, jeździliśmy na rowerach, zrobiliśmy kilometry z Basterem..ona się uśmiechała, bo wiedziała, że robię coś na przekór sobie, i walczę z moim leniem. cieszyła się, bo wiedziała, że nie robię tego przecież dla siebie. w końcu jeszcze pozostał mój egoizm. jego też udało mi się wyleczyć. zaczęłam zwracać uwagę na problemy ludzi obok mnie. przecież też je mieli..i pomyśleć, że tyle udało mi się zmienić, a ja nawet tego nie zauważyłam. teraz siedzę w innym mieście, w nowej szkole, z nowymi ludźmi i nawykami. i chyba nawet z tego jestem dumna, bo zawsze groziłam mamię, że wyjadę z tego miasta, wyprowadzę się i stracą jedyne dziecko jakiego się dorobili. w maju przestałam szczekać i sama się wystarczyłam. co będzie bez mamy, co będzie kiedy będę musiała radzić sobie sama. chyba przerosła mnie ta myśl, co nie oznacza, że skuliłam ogon i cofnęłam wszystko co powiedziałam. jestem tu i wcale nie żałuję, bardziej żałowałabym gdybym stąd uciekła. nie byłoby powrotu. niestety. a mój charakter? ciągle się zmienia. codziennie się uśmiecham, chodzę żyję, i to nie prawda, że ciężko unieść mi kąciki ust i, że zawsze jestem przygnębiona. im więcej robię coś dla siebie i dla innych, tym więcej mam wiary w siebie, i we wszystko co robię. wiem, że w gruncie rzeczy jeśli się zbiorę to potrafię zmienić wszystko. najważniejsze, że nie tęsknię. w końcu..w końcu żyję :)

poniedziałek, 25 listopada 2013

no, woman, no cry

mam obsesję. śmieszne. całe wczorajsze dwie godziny drogi były jakąś męczarnią. szczególnie, że obok musiała siedzieć ona, i nieświadoma mojej obecności, o mnie mówić. co dziwne, wychodząc z autobusu nie czułam ani trochę nienawiści, której przecież we mnie ostatnio tak dużo. tak, nauczmy się kochać ludzi. chyba sama nie wierzę w to co mówię..kończę sprzątanie i czekam na K.

niedziela, 24 listopada 2013

niedziela, dzień oznaczający, że czas się spakować, posprzątać pokój, wziąć torbę, zamknąć drzwi i iść na pociąg. tam spotykam multum ludzi, którzy płaczą, żegnają się, albo po prostu przychodzą sami, bo nie mają kogoś, kto za nimi zatęskni podczas ich nieobecności. w zależności jak jesteśmy nastawieni do dnia, tak go widzimy. dla mnie niedziela musi być najspokojniejszym dniem w tygodniu, gdzie wiem, że wstanę późno, i do siedemnastej będę piła kawy, herbaty, paliła fajki, słuchała planeta a jedyna obecność, to obecność mojego kota obok. nie warto rozwodzić się na pewnymi rzeczami. czasami przykro mi, że za nikim nie tęsknię. tęsknię za chwilami, momentami, dniami, latami, ale nie za ludźmi. mam wrażenie, że zaczynam być typem samotnika, niedługo zamiast wyjść, ja będę wolała siedzieć sama w domu i mieć święty spokój. za dużo myślę..

piątek, 22 listopada 2013

zawodzą nas tylko ludzie, wobec których mamy jakieś oczekiwania.

ludzie, którzy niczego się nie boją, nie potrafią kochać. może jest w tym trochę prawdy. ostatnio ciągle martwię się o tą operację. co jeśli coś nie wyjdzie..nawet nie chce sobie tego wyobrażać. kiedy słyszę o jakichkolwiek 'guzkach' od razu wraca do mnie sytuacja sprzed sześciu miesięcy, kiedy co noc leżałam w łóżku i zwijając się płakałam w poduszkę. nigdy nie przeżywałam tak bardzo śmierci bliskiej osoby. chciałabym żeby wszystko się ułożyło. nie, nie liczę na to, że będzie idealnie. chciałabym tylko żeby było stabilnie. codziennie rano chowam głowę pod kołdrą, wyłączając budzik. nie mam najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka, wychodzić do ludzi. niedługo moja szesnasta zima życia, spędzona w Szczecinie. i nagle zdaję sobie sprawę z tego, jaka jestem. kiedy ktoś mi kazał wymienić swoje wady czy zalety, ja milczałam. dzisiaj widzę, jak bardzo potrafię być zawzięta jeśli na czymś bardzo mi zależy. nigdy nie odpuszczam, niczego. zazwyczaj najpierw krzyczę, płaczę, później myślę i po pewnym czasie zaczynam dostrzegać ile tak naprawde noszę w sobie zła. już nie tęsknię. nie myślę, nie rozpamiętuję. po co? dlaczego znowu mam tracić czas na ratowanie czegoś, co już nie ma sensu. zawiodłam się raz, drugi, trzeci. mogłabym zawodzić się jeszcze sto razy, ale dla osoby, która jest naprawdę tego warta. odżyłam, czuję się wolna, fizycznie i psychicznie. jedyne co zaniedbałam przez to wszystko to swoje zdrowie, którego i tak mam już mało. dziś prawie zemdlałam, wychodząc z klasy w połowie lekcji nie wiedziałam co się ze mną dzieje. przestałam jeść, zapominam często, ze jest to istotna rzecz w dniu codziennym. sama jestem ciekawa ile jeszcze tak wytrzymam. mimo wszystko ciesze się, że pomimo tylu problemów, potrafię patrzeć na to wszystko w pewnym sensie optymistycznie. kilka postów dalej, pisałam, że jeśli coś się szybko zaczyna, to się szybko skończy. że jestem znowu naiwna i, że znowu pakuję się w gówno. co z tego..dlaczego wszystko muszę tak dokładnie analizować? jeżeli coś nie ma prawa bytu, to się skończy, a jeśli coś jest warte czegokolwiek to z czasem wróci. mam nadzieję, że niedługo wszystkie moje obawy znikną, a ja odetchnę z ulgą. mam nadzieję, że pierwszą zimę w tym miejscu, z tymi osobami i takim przebiegiem wspomnień, nauczek..przeżyję dobrze. nie chcę niczego żałować.



Hej mama, ja powiem droga mamo jak 2Pac,
Posłuchaj, jesteś jedyną której potrafię zaufać.
Choć czasem rzucam się, wiesz, taki szczeniacki nawyk,
Ale cieszę się gdy dzwonisz i pytasz mnie jak tam sprawy.

czwartek, 21 listopada 2013





"Jestem obojętny, moje ego nie lubi się ze słowem smutek, może dlatego tak trudno naprawia mi się to co jest dobrze zepsute..."

miło tak móc znowu kłócić się z Tobą o bzdury ;)

 

środa, 20 listopada 2013

Od zawsze sama dla siebie byłam zagadką. Nie wiedziałam kim jestem, czego pragnę i czy moje życie ma sens. Miałam mnóstwo inspiracji, marzeń, uczuć, potrzeb i myśli. Za wszelką cenę chciałam być kimś. Czasami łapałam się na tym, że prawdziwe szczęście dawała mi niepewność. Byłam zwykłym beztroskim dzieckiem, które bało się własnych uczuć. Marzyłam o indywidualności. Nie istniał dla mnie czas ani granice. Byłam wolna, bo to miłość czyni człowieka wolnym. Konsekwencje były dla mnie nagrodą. Popełniane błędy sprawiały, że ból dla mnie nie istniał. Życie było piękne, zagadka nabierała barw. Gdzieś w głębi siebie odnalazłam bezpieczną przystań, w której moje serce popadło w niewolę samotności. Ograniczałam się do tego co konieczne. Grałam role - swoje i cudze. Życie jest jak origami. To sztuka składania. Składania marzeń, pragnień i uczuć w jedną całość. Miłość nigdy nie umiera do końca, zaś moja zagadka to czysta wątpliwość. Dziś, gdy moje serce jest pełne emocji wiem, że owa wątpliwość została rozwiana. Puenta jest prosta - dziś czuję, że jestem sobą
wszystko mija tak spokojnie. te kilka słów za dużo, mogłam zaniechać to niż pytać czy wszystko dobrze. czasami chcielibyśmy nie słyszeć niektórych rzeczy. czekam na piątek. to nic nowego, prawda? chce wrócić, usiąść z nią, odpalić papierosa i zacząć się śmiać żeby później zastanawiać się czy wszystko co robimy w życiu ma sens. śmieszne...czekam na telefon, od niego albo od niego. maluję paznokcie, co jest jeszcze śmieszniejsze, bo przecież nigdy tego nie robię. wszystko się zmienia, przyjmuję to do wiadomości. zawsze lubiłam zmiany. jestem spokojna, nareszcie..

niedziela, 17 listopada 2013

"za oknem -5, nie kocham Cię już."

i chciałabym teraz napisać wszystko co czuję, co myślę, jak JA to widzę. ale odpuszczam sobie kolejny raz. nie wierzę tylko jak mogłeś coś takiego powiedzieć. w sumie..to takie w twoim stylu, bycie chujem. 
cały weekend ze zdjęć. kilka dobrych chwil, alkohol, i przejechane kupę kilometrów. tak, było dobrze a dziś już postaram nie zadręczać się sobą, i nie myśleć o tym, że czuję się tak jak wyglądam. cholernie źle. nie mam ochoty tam wracać, tak bardzo...









piątek, 15 listopada 2013

zastanawiam się jak długo jeszcze będę się upijała z żalu, albo z cudzego szczęścia, później ledwo docierając na trzecie piętro. zastanawiam się czy są jeszcze na mojej liście rzeczy, które mnie cieszą, które są dla mnie ważniejsze niż cokolwiek innego. chyba zapominam o tym, że miałam być szczęśliwa i robić wszystkim na przekór. mam wrażenie, że jestem bardziej otwarta, mam większą samoocenę, więcej palę, piję, przeklinam, zrobiłam się bardziej wyszczekana. i pomyśleć, że to wszystko przez to, że chciałam być z dnia na dzień samowystarczalna, chciałam radzić sobie sama ze wszystkim, ze swoimi problemami..jak co wieczór robię bilans zysków i strat. okazuje się, że nic nie straciłam, bo przecież nic nie mam. kilka wspomnień, chwila, jedna dwie. to wszystko. bez sensu. wszystko ostatnio jest nie tak. najśmieszniejsze jest chyba to, że gdzieś te wszystkie sytuacje przechodzą obok mnie. mam już w dupie to wszystko. skończę tak jak na dzisiejszym wypracowaniu z polskiego. " i tak kiedyś wszyscy umrzemy"

niedziela, 10 listopada 2013

'nie jestem dawno'

dwa dni niczym nie zmąconego szczęścia. dwa dni z dala od hałasu miasta. dzisiaj wracam i znowu nie wierzę w to co robię. w piątek też nie wiedziałam, lejąc sobie kolejny kieliszek wódki. niby było dobrze, bo znalazłaś dla mnie pocieszenie w alkoholu i nikotynie ale...ale chciałabym już wiedzieć, chciałabym już być świadoma tego, że nic się samo nie ułoży. że mam szansę zmienić swoje życie, i nic z tą szansą nie robię. wiem, że jeśli ją zaprzepaszczę, będę tego żałowała. wiem też ile bólu sobie zadaje. wiem również jakim głupim i tchórzliwym człowiekiem jestem. mimo wszystko, przekonałam się, że nie jestem taką egoistką za jaką mnie uważasz. potrafię cieszyć się szczęściem bliskich i pomagać, chociaż sama często muszę radzić sobie sama. niekiedy myślę, że wolałabym ten ból fizyczny zamiast psychicznego, bo przynajmniej miałabym pewność, że zaraz przestanie boleć. nie wiem co ja sobie myślałam..palę jednego papierosa za drugim i już nic nie rozumiem. dlaczego zamiast cieszyć się dniem, życiem, teraźniejszością...ja tyle myślę. myślę i nic z tego nie wychodzi, bo nic z tym nie robię. powiedziałaś mi wczoraj, że nie mogę przecież pić za każdym razem kiedy mam gorszy dzień. że nie mogę rozpamiętywać, że mam obok kogoś kto być może okazać się trafnym wyborem. nie chcę zagłębiać się w te refleksje. może właśnie teraz powinnam skończyć palić, iść do kuchni, zrobić sobie ulubioną herbatę w ulubionym kubku, włączyć telewizor albo zająć się książką i żyć. żyć jak każdy. nic się już nie zmieni, przecież sam powiedziałeś. nie chce chyba, żeby coś między nami się zmieniało. przecież nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, ba..już na pewno nie trzeci. znowu mi tylko namąciłeś w głowie, mogłeś nie przyjeżdżać i nie wspominać, nie przypominać, nie robić tego. już nawet nie pamiętam ile razy powiedziałam Ci dziś jakim jesteś idiotą, że nie mogę się na Ciebie patrzeć, bo wszystko co złe, wraca. tak po prostu. dzisiaj nic nie znaczące "przepraszam" z twoich ust wydawało się bardziej odległe niż kiedykolwiek. tyle razy się przepraszaliśmy przez łzy, teraz tego nie potrzebuję. jedno głupie przepraszam niczego nie zmieni. chciałabym żeby ktoś powiedział mi, że będzie wszystko dobrze i, że wszystko się ułoży. ze wszystko co złe minie, a ja znowu się uśmiechnę nie wymuszając tej miny na mojej twarzy. jestem psychopatką, która męczy samą siebie, zachowuję się jakbym lubiła taki ból i krzywdę. krzywdzę samą siebie, często nie zdając sobie z tego sprawy. to przecież nienormalne. 

środa, 6 listopada 2013


'Chciałabym pewnego wieczoru usiąść w wygodnym fotelu z kubkiem gorącej czekolady i mieć tą pewność, że już nic złego nie może mnie spotkać. Chciałabym czuć, że jestem kochanym człowiekiem. Chciałabym wiele, bo jeszcze chciałabym być szczęśliwa i chciałabym umieć dawać to szczęście innym. Poza tym chciałabym nauczyć się omijać cierpienie szerokim łukiem. Chciałabym też nauczyć się miłości. Ale skoro chciałabym nauczyć się miłości to muszę również nauczyć się rozstań. Po rozstaniach chyba kolej na ból? Jego nie muszę się uczyć.. jego już znam. Dziś chciałabym wiedzieć kiedy ten cały czar pryśnie. Chciałabym wreszcie sięgnąć po swoje marzenia. Nie wstydzę się uczuć, nie wstydzę się tego, że mi ich brak. Emocje wypełniają mnie od stóp do głów, są moimi drogowskazami do samozagłady, a mimo to ciągle ich pragnę. Nie mam czasu na szukanie szczęścia, nie mam czasu, aby żyć chwilą. Żyję momentami. Jednym, drugim, trzecim. Potem zapominam, resetuję się i egzystuję jak wcześniej czyli nijak. Mam wątpliwości. Wątpię w życie. Nawet już łez mi szkoda, bo szczęście innych jest nieszczęściem drugich. W takich chwilach topnieje cały lód w moim sercu. Wzruszenie sprawia, że mój nastrój polepsza się z minuty na minutę. Wiecie dlaczego? Nagle zdaję sobie sprawę, że jeśliby zapytać tych wszystkich ludzi czy są szczęśliwi to połowa z nich natychmiast zalałaby się łzami. Nasze życie to poszukiwania, które już nie posiadają celu.'

poniedziałek, 4 listopada 2013

cieszę się, że jesteś i, że mówisz mi to wszystko. że wróciłaś, że się produkujesz, męczysz, starasz i, że jesteś do bólu szczera. to co mówicie do mnie jest zawsze wyżej ponad wszystko inne. przepraszam za siebie i za to, że często jestem taką jebaną ścianą, do której można mówić i mówić. postaram się wszystko zmienić, bo najwyraźniej warto. na złość przecież mi nie pomagacie...jeszcze raz wielkie przepraszam...czas wyjść na spacer z A. i wszystko przetrawić. 


 "W sumie nie wiem czy pragnę cię kochać czy zranić,
Ale te święta były ostatnie jak George Michael.
To już za nami, kogo będziemy udawać,
Bo nie wyglądam zbyt dobrze kiedy leczę kaca.
Kiedy to wraca nie bywa nigdy w jakości HD.
Ja plus ty równa się nigdy razem, bo w nawiasie
Pomnożyłeś ze mną hajs, hajs podzielił miłość przy tym.
Dziękuję, nauczyłeś mnie lepszej matematyki.."

niedziela, 3 listopada 2013

"Nie ma nic między nami, nic nigdy nic nie było, poza chwilą byłaś myślą, dziś jesteś każdą inną..."

sobota, 2 listopada 2013

cała sobota z P. szpital, dom, szlugi, żarcie, łóżko i filmy. tak wyglądał nasz dzisiejszy dzień. oglądanie bajki, a później komedii romantycznej, po której czułyśmy się jeszcze gorzej. przyszła S. tylko po to żeby jeszcze bardziej obciąć mi włosy, i wieczór w parku. sama nie wiem czy to dobry weekend. w sumie..powinnam się cieszyć, bo następnym razem w takim składzie spotkamy się dopiero w następne święta. i dziwnie bo mam do Ciebie jedną klatkę, i nie będę mogła nawet przyjść pogadać, bo przecież Cię tu nie będzie. ważne, że w tygodniu choćby przelotem, czy na palarni ale zawsze się widzimy. jutro Szczecin, do którego tak bardzo nie mam ochoty jechać. w poniedziałek okulista a później znowu przywitam szpital na Arkońskiej. wykończy mnie to wszystko. niedługo święta, później moje urodziny a dwa dni po sylwester. zastanawiam się ciągle co z tego będzie. mam wrażenie, że nie powiem w tym roku "znowu zima, tak długo na Ciebie czekałam" polubiłam mróz, śnieg, ciemne dni, i wieczory przed telewizorem ale teraz nie będą one miały najmniejszego sensu. a przynajmniej tak mi się wydaje. jest źle, żeby później było lepiej. dlaczego ciągle to sobie powtarzam, a nie potrafię w to uwierzyć. bezsens.

piątek, 1 listopada 2013

jesień jest strasznie dobijająca, najchętniej siedziałabym w łóżku z herbatą, fajkami, oglądając jakiś film. bez sensu..dziś pewnie dzień z dziewczynami, więc chociaż tyle dobrze.

cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. chyba wszystko..w każdym razie, może już tak zostać.

czwartek, 31 października 2013

W końcu się poddajesz. nie walczysz, nie krzyczysz, nie płaczesz. patrzysz obojętnym wzrokiem na to co Cię otacza i już nie potrafisz zrozumieć o co było to zamieszanie. nie interesuje Cię już czy ktoś odejdzie albo czy może zranić. zgadzasz się na wszystko. umarłaś, sama przyznaj.

środa, 30 października 2013

"pora na to żebyś Ty też ułożyła sobie życie. zajęła się czymś. ja nie mówię, że to łatwe, ale zobacz..ja zawsze jestem i mogę z Tobą gadać o nim ile chcesz i możesz mi płakać, możemy kupić lody na hallowen i mówić jaka to E. jest brzydka, ale poza gadaniem to niczego nie zmieni. a to i tak nie zmienia faktu, że zostawił ciebie dla innej. więc skoro nie chcesz mieć szacunku do siebie, to chociaż zrób to dla mnie i daj mu odejść"

czasami taki głupi esemes zmienia moje nastawienie do sprawy i mi pomaga. więc dziękuję D. która to zawsze siłą lub sposobem uświadomi mi moją głupotę i nie pozwoli robić takich rzeczy. mam nadzieję, że jutrzejszy dzień spędzimy razem. jak co roku hallowen przesiedzimy w parku czy na cmentarzu. stęskniłam się za wami, chociaż P. widziałam dzisiaj a D. w poniedziałek. niby to tylko 2 tygodnie ale o niczym innym nie marzę jak o tym, żeby za jednym razem wysłać smsa do D i do P "za 10 minut w tunelu"

poniedziałek, 28 października 2013

Dla tych, których wkurwia fakt, że mi się udaje!

dobre są zmiany, bo w końcu wychodzą mi na rękę. dalej szukam rzeczy, które chciałam zrobić, a nie mogłam. wiem, że to śmieszne, bo nawet D. ma z tego ubaw, ale daje mi to w pewnym sensie dużo. robienie rzeczy na które ma się ochotę, to nic innego jak wolność, tą o którą tak często musimy walczyć w związkach. wiem, że mogę zmienić wszystko, i więcej nie narzekać na siebie. dieta, wygląd, nauka to coś co można zmienić zawsze. więc..czemu by nie spróbować? ;) niedługo znowu na Szczecin, i chociaż tak bardzo nie mam ochoty tam jechać, to wiem, że to tylko 3 dni po których znowu przyjadę i znowu będę beztrosko żyła, nie myśląc o niczym. 

jestem szczęśliwa : dzień 2.
to chyba dobrze jak na mnie, co? 

piątek, 25 października 2013

myślę pozytywnie, nic mnie nie wkurwi dzisiaj

i czy naprawdę moje życie musi wyglądać tak jak teraz? wątpię..czuję, że mogę zmienić wszystko, tylko jeszcze nie mam na to siły. chcę choć trochę organizacji, nie chcę wszystkiego robić na odpierdol, i ciągle wpadać w codzienną rutynę. potrzebuję odmiany, choćby tej najmniejszej. zmiana fryzury, czy organizowanie sobie czasu poprzez zapisywanie wszystkiego co muszę zrobić w danym dniu. dni coraz częściej mnie zaskakują, i nawet Ty, który po 2 miesiącach, życia osobno dzwonisz i pytasz czy nie wiem gdzie Twoja ładowarka od aparatu, po czym ja jak zwykle odpowiadam "otwórz szafkę przy łóżku, spójrz na dolną półkę. tam powinieneś ją znaleźć" czy to nie głupie? kiedy już postanowimy nie robić z siebie ostatniej kretynki, okazać choć trochę honoru, wszystko się sypie. wszystkie plany, obietnice, wszystko idzie w pizdu. sama nie wiem, piszę to i się śmieję, bo co innego mi pozostało. w poniedziałek szpital, szpital i jeszcze raz szpital. taki mój drugi dom, szybko się przyzwyczaiłam do tego, ze wszyscy mnie tam znają i traktują jak współlokatora. bywam tam regularnie co miesiac, i kilka razy w roku wpadam na kilka dni. wykończy mnie to kiedyś. jutro zrobię coś kreatywnego..ale znając mnie, pewnie skończę pod kołdrą w piżamie, z kawą i książką w ręku. do niczego się nie łapię. odpoczywam. tak po prostu. może uda mi się jutro pozbyć kilku cm włosów, i niepotrzebnych myśli. ważne, że wieczór spędziłam z dwiema wspaniałymi kobietami, które również mają gówniane problemy jak i ja sama. wszystko kiedyś wyjdzie na prostą, a na razie..co się dziwić, że jest ciężko skoro idę po górkę, do celu. zawsze kiedy jest za dobrze, to znaczy, że o czymś nie wiemy. i tym optymistycznym akcentem idę dalej upajać się filmem.

środa, 23 października 2013

nie lubię jak się lubisz z jakimś waflem.

lubię takie wieczory, kiedy spotykamy się, idziemy zrobić zakupy, zjeść, pogadać, zapalić a później spontanicznie jedziemy w miejsce, w którym dawno nas nie było. naprawdę cieszę się, że pomimo twojego zawalonego tygodnia, szkołą, pracą, nauką..potrafisz znaleźć dla mnie czas, tylko po to żebym nie siedziała w pustym domu. nie chciałabym żeby cokolwiek mogło zawalić naszą przyjaźń. za dużo było tych niepotrzebnych rozstań, które trwały czasami miesiąc, czasami prawie rok. najmilej jest mi wrócić do domu, po tym ciężkim tygodniu, bo wiem, że mam do kogo wracać. mam z kim wykonać piątkowy rytuał i iść na wino. czuję się potrzebna, kiedy któraś z was zwróci się o pomoc, ale najlepsze to to, że zawsze to WY umiecie mnie z każdego gówna wyciągnąć. nie raz, nie dwa byłam w takim stanie, że już sobie odpuszczałam, nie miałam na nic siły. a teraz stoję i mam się dobrze..naprawdę uważam, że coś w tym jest skoro potrafimy sobie wybaczyć i znowu zaufać, nie widząc przeszkód. niech nic między nami się nie zmienia, przez głupie spiny i niedomówienia. jest zbyt pięknie, żeby to schrzanić. jesteście NAJWIĘKSZĄ podporą jaką mogłam dostać.

wtorek, 22 października 2013

Narysuj okrąg cyrklem, potem odręcznie dołóż uśmiech
Nie rysuj oczu, one zazwyczaj są smutne
Jak moje - puste, raczej nieskłonne do ustępstw
Biorą co się należy, zanim gdzieś obok uśniesz
żenujące przyjaźnić się ze swoim byłym. gdzie cząstki mojego honoru..znowu macie rację, czemu mnie to nie dziwi. co się oszukiwać, robiąc tak dalej nie ruszę z miejsca, i tak jak powiedziałaś, nic mi nie da jeśli zrobię jej na złość. obiecałam sobie być miła dla ludzi i nie życzyć im źle, więc może zacznę się tego trzymać. a i tak każde zło do nas wraca..
i chociaż mam wrażenie, że momentami jestem w tym mieście kompletnie sama, to przekonałam się wczoraj, że mam najbardziej troskliwe kuzynki na świecie. potrafiły wyciągnąć mnie z domu, z czerwonymi od płaczu oczami, wsadzić do samochodu, włączyć głośno muzykę, a w domu posadzić mnie na kanapie, włączyć tv, dać piwo, fajki, koc, poduszki i mnie pocieszać. właściwie to miałam wrażenie, że pocieszały mnie, bo myślały, że płaczę przez niego. to już nierealne. mój limit płaczu po tym człowieku został wyczerpany. ile musiałam myśleć, płakać i nie spać tylko po to żeby uświadomić sobie, że ucieczka jest bezsensowym rozwiązaniem w tej sytuacji. zostanę tu i przetrwam ten gorszy okres. znajdę to co muszę i kiedy będę pewna, przeprowadzę się. nie stchórzę tak jak większość. jaki w tym sens. najważniejsze to być, nawet jeśli mam być w tym sama, to będę. przyjechałam tu dla siebie, dla nikogo innego.