
po raz pierwszy doszłam do wniosku, ze nie możemy uciekać przed tym co nas boli, czego się boimy, czy przed tym, za czym tęsknimy. to taka ucieczka bez sensu i donikąd. prędzej czy później to nas dopadnie. nie wiem już jak mam zabić w sobie wszystko co zostało gdzieś tam na dnie. nie wiem jak mam opanować myśli, trzęsące się kolana i ręce. nie wiem już jak mam zacząć żyć inaczej tysięczny raz. najlepszym rozwiązaniem jest zostawienie tego wszystkiego w spokoju. niech się samo rozwiąże. z czasem człowiek zaczyna czuć mniej, aż w końcu przestaje czuć cokolwiek. zaczynamy patrzeć na pewne rzeczy z przymrużeniem oka, tak jakby nigdy nic się nie stało. myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a ja robię coraz to większe postępy. zawsze mały kroczek jest jakimś sukcesem. póki co, nie mogę narzekać. nie jest jeszcze tragicznie, po prostu muszę wziąć się w końcu za siebie. pomijając fakt, że powtarzam to sobie już chyba dziesiąty raz. chęci też się liczą, prawda? nie pozwolę żeby jesień, czy zima okradła mnie do reszty ze szczęścia, i zabierała uśmiech z twarzy. a już na pewno nie pozwolę żebym czuła się gorzej przez ludzi. oni i tak kiedyś umrą.
Czasami widujemy kogoś codziennie, ale zapominamy mu powiedzieć jaki jest dla nas ważny.
A potem jest już zwyczajnie za późno..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz