niedziela, 20 października 2013
uwielbiam to małe, ciche, puste miasto nocą. kiedy przejeżdża jeden samochód na dziesięć minut. kiedy nikt się nigdzie nie śpieszy, i każdy chodzi z butelką w ręku, świętując jak co sobotę. lubię wtedy wychodzić zapalić. odcinam się wtedy od tego chaosu, który mam w tygodniu. czasami mam wrażenie, że nie potrafię się tam odnaleźć. że dalej jestem tą cichą Darią, która jest w tym gównie sama. zawsze wiedziałam, że co by nie było - mam Ciebie. dzisiaj to już nie jest takie oczywiste, bo leżąc w innych domach, na innych łóżkach, nie rozmawiamy o tym samym. nawet spotykając się, nie potrafię odpowiadać normalnie. mam wrażenie, że przez te dwa miesiące zapomniałam jak to jest. zrozumiałam, ile rzeczy nie potrafiłam docenić, bo wydawały mi się tak banalne. zwykłe powroty w piątki do domu i sms "już do Ciebie jadę, o 18 u mnie"..wiem, że nikt nie odda mi tak bardzo siebie. nikomu nie będzie aż tak na mnie zależało. dzisiaj już sama nie wiem czy dobrze robię, czy nijak. niby jest dobrze, ale o nic nie pytaj. tak to wygląda..wyjechałam stąd żeby zapomnieć, zmienić szkołę, otoczenie, dom i życie. mam to wszystko, mam wszystko co chciałam. ale jestem w tym sama, więc jaki jest sens posiadania tego? nawet teraz siedzę w pustym pokoju, piję trzecią kawę, i co chwilę wychodzę zapalić. z głośników tylko PMM i to wszystko co dzisiaj mam. momentami mam wrażenie, że już nie ma szans na to żeby było lepiej. mamy jesień, tą najgorszą a zarazem najlepszą. później przyjdzie zima, choroby mi ustaną, a ja pewnie dalej będę taka jak teraz. chciałabym się zmienić. nie mam pojęcia jak. nie umiem być taką zimną suką i mieć w dupie innych. bo jeśli się kogoś kochało, i z nim spało, dzieliło się ulubionym kubkiem, poduszką, jedzeniem, robiło się razem niedobry kisiel, czy gofry...jeśli ktoś był przy nas jak nikt zawsze, kiedy byłam chora, potrafił wepchnąć mnie pod kołdrę, przynieść kakao, włączyć bajki, położyć się obok i czekał aż usnę, to nie tak prosto wyrzucić go z naszego życia. dziwnie mi tak mówić to wszystko w czasie przeszłym. a teraz po za łzami w oczach, nie zostało chyba nic. i więcej o tym myślę, tym bardziej zaczyna mi brakować. obiecałam sobie przecież, że już tak nie pomyślę, że jest wszystko dobrze..że dałam sobie radę, że wstałam. ale najwyraźniej prawdą jest, ze ludzki mózg potrzebuje od 5 do 6 miesięcy na zapominanie. o 18 znowu na szczecin. chyba już nie mam ochoty tam wracać...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz