niedziela, 14 grudnia 2014
nie wiem co napisać..straciłam wszystko, nie mając już nic. naprawdę jest to możliwe? ile jeszcze będę umiała znieść, nie wydając z siebie ani słowa. od jakiegoś czasu nie mówię nic. nikt nie wie co się ze mną dzieję, czy wewnętrznie sobie radzę..ludzie wiedzą o mnie tylko tyle, na ile im pozwolę. nie mają pojęcia, że ciężej jeszcze nie było, i, że jeszcze nigdy nie straciłam tyle w jeden rok. odpycham ludzi..jednocześnie ledwo znosząc samotność. nie chcę by ktokolwiek przejmował się mną, i mi współczuł. nie radzę sobie, i dobrze o tym wiem. przeszłość wraca, mimo tego, że powtarzam sobie, że jest inaczej. nie wyobrażam sobie powrotu do domu. czasami uciekamy od pewnego miejsca, tylko po to by zapomnieć o przeszłości. otworzyć nowy rozdział, nie czuć się jak rozgnieciony robak, na masce samochodu. próbujemy wszystko ułożyć. kawałek po kawałeczku, nasz mały świat. w końcu dochodzimy do momentu, kiedy uświadamiamy sobie, że ucieczka nie ma sensu. że wpadliśmy w jeszcze większe bagno, z którego nie da się teraz wyjść. nawet nie wiesz jak strasznie mi Ciebie teraz brakuje. nawet nie mam pojęcia, w której części miasta teraz jesteś. nie wiem o tobie nic, choć znam Cię tak doskonale. to wszystko dzieje się za szybko..mimo wszystko nauczyłam się, że można żyć dalej. bez względu na to, jak niemożliwe się to wydaje. i, że ból łagodnieje. nie mija całkowicie, lecz po pewnym czasie nie jest już tak dominujący.
sobota, 8 listopada 2014
dawno żaden dzień nie był tak spokojny i tak bardzo samotny. dawno nie czułam jak to jest, siedzieć obok człowieka, którego nie zna się wcale, mimo tego, że jesteśmy osobą, która wie o nim wszystko. przykra sobotnia jesień. nie miałam nawet pojęcia, co mam Ci powiedzieć. że dalej się nie ogarnęłam? że dalej jestem pyskata i ze wszystkim wolę radzić sobie sama, niż prosić kogoś o pomoc? strasznie mi Cię brakowało, ale w tamtym momencie nie miałam pojęcia czemu jestem z Tobą, zamiast trzymać się od Ciebie z daleka. mówi się, że skoro ktoś odchodzi, to nie po to byśmy za nim biegli. ja mimo wszystko i tak uciekam. od Ciebie, od nich, od wszystkich. minęło 434 dni. do tej pory nie wiem czego chcę od życia i jak wyjść na prostą. widziałam, że byłeś smutny, bo nigdy na Twojej twarzy nie widziałam jeszcze czegoś takiego..ale to nic nie zmienia. nie stać nas na tyle, by się do czegokolwiek przyznać. i chociaż wiem, że chcieć to móc..to w tym przypadku się tak nie dzieje. już chyba zawsze będę czekała. z taką małą nadzieją, że kiedyś coś się zmieni. że zmieni się na lepsze, i że będę miała okazję być cholernie szczęśliwa. jak rok temu.
poniedziałek, 6 października 2014
jakkolwiek by nie było - nie, miłość, której tak depresyjnie poszukujemy nie jest naszym wybawieniem. od roku wmawiam sobie, że moje szczęście może być uzasadnione tylko i wyłącznie jedną osobą..a ostatnio okazuje się, że chyba zupełnie zapomniałam o tej nieustającej samotności, która tak długo była w moim życiu. od ostatniego czasu wiele się zmieniło, jesteśmy starsi o te kilka dni wyrwanych z naszego życia..no właśnie - jesteśmy starsi, nie doroślejsi. w dalszym ciągu moje życie stoi pod znakiem zapytania. boję się miłości, boję się przywiązania, poznawania drugiego, kompletnie obcego mi człowieka. niby się boję, ale brnę w to dalej, zabawne prawda? nie chcę Cię skrzywdzić, nie chce dać Ci się przyzwyczaić, nie chce byś musiał mnie poznawać na darmo, kiedy w tym czasie mógłbyś robić milion ważniejszych rzeczy. najlepiej nie przyzwyczajaj się do mojego głosu, nie dokładaj dla mnie dodatkowej poduszki co wieczór, nie próbuj zapamiętać wszystkiego co lubię, a czego nie cierpię, nie staraj się dla mnie zmieniać, nie myśl o moich zwyczajach, o tym ile łyżeczek cukru słodzę, ile dziennie wypalam papierosów...jeszcze nie teraz. tak cholernie się boję. strasznie boję się tego, że niedługo ucieknę. od dawna, nie mam w zwyczaju zostawać w cudzym życiu na dłużej. jestem wewnętrznym wrakiem, wszystko w środku we mnie krzyczy, wydziera się tylko po to żeby na zewnątrz dusić to w sobie i z uśmiechem co rano wychodzić do ludzi.
piątek, 27 czerwca 2014
widok spowolnionego tępa ludzi, z pierwszego piętra wygląda całkowicie inaczej kiedy siedzimy nad tym wszystkim z papierosem, kawą i biszem w głośnikach. dawno tak bardzo się nie bałam..dawno nie czułam, że mam ostatnią szansę. ostatnia szansa, zawsze musi być tą najlepszą z wszystkich poprzednich, prawda? musi być wyjątkowa, bo w końcu jest ostatnia..ostatnio przez to wszystko pomyślałam, że chcę wrócić do klasy, do internatu i przejść te dwa miesiące bez stresu i zbędnego strachu. może miałeś rację mówiąc, że mam okazję cieszyć się najlepszymi latami..w szkole wśród ludzi, którzy coś wnieśli do naszego życia. mam nadzieję, że tym razem się uda, a jeśli nie..wtedy rozstaniemy się na kilkanaście tygodni i każdy pójdzie w swoją stronę.
wtorek, 27 maja 2014
boję się, strasznie boję się smutku, samotności, świadomości, że nie będę mogła wejść komuś do łóżka, z ciepłą herbatą, pilotem i uśmiechnąć się z poczuciem, że znowu jest tak idealnie a wszystko co złe odeszło gdzieś daleko. to przykre, ale z tygodnia na tydzień, nie mam ochoty wracać do domu.przeraża mnie ta myśl, że po raz kolejny zamknięta w czterech ścianach rozpłaczę się na widok tych wszystkich rzeczy, które tyle mi przypominają. nie potrafię tego wszystkiego opisać. wczoraj dużo myślałam o tym, czy jeśli dostałabym szansę, by gdzieś wyjechać..czy nie zastanawiając się długo bym to zrobiła. momentami mam wrażenie, że tylko to by mnie mogło uratować przed tym co siedzi w mojej głowie. nienawidzę wspomnień, są okropne. przypominają mi tylko ile straciłam, i jak bardzo kolejny rok jest tym nieudanym. chciałabym się odciąć od ludzi, którzy mnie otaczają, a później wrócić po kilku miesiącach i sprawdzić czy ktokolwiek zauważył, że zniknęłam. ile jeszcze czasu musi minąć, bym przestała tęsknić..czy naprawdę aż tak długo ludzie nie mogą się pozbierać po stracie człowieka? czemu za wszystko muszę się obwiniać? dlaczego nie potrafię poukładać sobie życia tak jak Ty..czy w ogóle jeszcze o mnie pamiętasz, czy myślisz, czy wspominasz wszystkie noce na dachu z papierosem i piwem, zimy spędzone pod kocem z kakao, albo e cholerne zimne kiedy siedzieliśmy godzinami w samochodzie po to żeby pomilczeć o niczym. czuję, że choć tak bardzo Cię nienawidzę, oddałabym wiele żebyś wrócił i był taki jak wcześniej. żeby ten koszmar minął..czuję, że nigdy nie spotkam nikogo takiego jak Ciebie. to jest najgorsze, oszukuję ludzi, siebie, swoje uczucia. dobrze, że nie masz nawet o tym pojęcia. nigdy nie zbiorę w sobie tyle odwagi, żeby o wszystkim Ci powiedzieć. jak spędzam święta, weekendy, urodziny, każde wolne. jak po nocach zbiera mi się na płacz, jak bardzo mi Cię tu brakuje. jaką pustkę odczuwam, której nikt nie potrafi zapełnić. nie chce tego czuć..chcę żeby to się już skończyło. niektóre sprawy tak mnie przerastają, że przez długi czas nie potrafię się pozbierać do kupy. czemu to musiało się tak skończyć, bezsensownie..
wtorek, 20 maja 2014
sama nie wiem co chciałabym napisać...cieszę się, że chociaz w małym stopniu zrozumiałam jak ważne są dla mnie osoby, które ostatnimi czasy tak bardzo odtrącałam. dalej moje życie to jedna, wielka niewiadoma i dalej nie wiem jak postępować żeby nikomu nie wyrządzić krzywdy. zachowuję się jak paranoiczka, kilka dobrych dni i wraca znowu to samo. nie wiem po co to wszystko. jestem cholernie zła na siebie za tą chwilę słabości, z której dałam Ci skorzystać. czasami mam wrażenie, że wcale nie powinnam się odzywać, odpisywać, dawać znaku życia. ciągle powtarzałam sobie i udawałam przed wszystkimi, że to tylko taka próba dla mnie i dla mojej psychiki. oczywiście - nie przetrwałam. mimo wszystko dalej jestem ostatnią idiotką, która wykorzystałaby każdą szansę do cna, nie zwracając uwagi na konsekwencje. chciałabym w końcu ułożyć sobie życie. takie perfekcyjnie ustabilizowane, chciałabym też się zakochać, bo kim jest człowiek bez miłości. co chwila rezygnuję ze wszystkiego, czekam na coś co być może będzie strzałem w dziesiątkę. boję się tylko, że któregoś dnia obudzę się i zrozumiem, że już wszystkie okazje zmarnowałam do bycia szczęśliwym człowiekiem..
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
chciałabym dać sobie pomóc. naprawdę..brakuje mi czegoś, albo może najzwyczajniej w świecie jest mi przykro za siebie. szczerze? wstyd mi. nie potrafię być inna, a w każdym razie jeszcze nie wymyśliłam jak się zmienić. ponoć najważniejsze to akceptować siebie, swoje wybory, i nawet jeśli były one złe, musimy twardo iść do przodu. a co jeśli już zawsze taka będę? egoistyczna, mało ugodowa, nierozważna? mam wrażenie, że zmienić może mnie tylko jedna rzecz, na którą przyjdzie mi jeszcze długo poczekać..
czwartek, 24 kwietnia 2014
czasami potrafimy zostawić coś, dla czyjegoś dobra. zostawiamy rzeczy materialne, uczucia, wspomnienia, nawyki, zostawiamy ludzi. idziemy gdzieś dalej,bo nie chcemy by kolejna osoba przez nas cierpiała. ja nigdy nie byłam dobrym wyjściem z żadnej sytuacji..życie ze mną jest tak ciężkie, że nawet ja sama czasami tego nie wytrzymuję. jestem głupia, uparta, naiwna, szybko się przywiązuję, nienawidzę większości ludzi, których znam. jestem okropna dla kogoś kto próbuje mnie obudzić. olewam i kocham nie tych ludzi, których powinnam. jestem bardzo sentymentalna, od tak po prostu potrafię wpaść w płacz z niewiadomych przyczyn. ciężko mnie wyczuć. moje życie od kilku miesięcy przypomina jedno wielkie chuj wie co. wszystko stoi pod znakiem zapytania, nigdy nie wiem czego chce i nic związanego ze mna nie jest normalne..
sobota, 19 kwietnia 2014
po raz pierwszy wiosną jest mi tak ciężko i samotnie. już wolałabym trzy razy z rzędu przeżyć luty. mam ochotę usiąść z kimś w parku, z piwem, fajkami, truskawkową czekoladą i od tak się rozpłakać. dobrze udaję, ale jaki to ma sens jeśli wracając wieczorem do domu, siadam na łóżku i zastanawiam się co ze mną. co z moim życiem..dlaczego wszystko stoi w miejscu, nic nie idzie do przodu. bo niby nic mnie nie interesuje, wszystko mam gdzieś i chcę niczym się nie przejmować. w rezultacie wychodzi trochę inaczej. zaczynam mieć wyrzuty sumienia przez to wszystko. wieczory są najgorsze, zwłaszcza te kiedy sama do końca nie wiem co we mnie siedzi..
piątek, 18 kwietnia 2014
zastanawiam się czego sama oczekuję od siebie..już nawet horoskopy mówią, że zaniedbuję ostatnio przyjaciół i rodzinę. tak bardzo chciałabym to zmienić..nie wiem skąd we mnie tyle obojętności. nawet nie zauważyłam kiedy ta bezradność i to wielkie nic wkradło się do mojego dnia codziennego. niedawno otworzyłam szafkę, do której ostatni raz zaglądałam rok temu. w sumie to nie mam pojęcia po co ją otwierałam..nigdy nie miałam tyle odwagi żeby przejrzeć co w niej jest. oprócz setek liścików, ściąg i innych nieistotnych rzeczy, było tam duże kolorowe pudło. w środku znalazłam masę kartek zapisanych jednym imieniem. kiedyś śmiałam się, że za każdym razem kiedy sobie o nim pomyślę, od razu to zapisuje. wygląda na to, że zbyt często wykonywałam tą czynność. czasami od tak zastanawiam się czy to wszystko co czuję, czułam jest prawdziwe. nie jestem już tego pewna, to wydaje się tak odległe, że nie potrafię do tego wrócić i sobie przypomnieć. mam wrażenie jakbym straciła pamięć na kilka lat a teraz wszystko do mnie wraca. siedzę i zastanawiam się czy tak było, czy tylko sobie to wymyśliłam. codziennie czuję mniej, już bez dziwnych huśtawek nastroju. chociaż cholernie wstydzę się do tego przyznać, to mówię, że nie potrafię tęsknić. jak zwykle, do momentu kiedy kogoś nie stracimy na zawsze. tęsknię za miejscami, momentami, słowami, ale nie za ludźmi. przeraża mnie moja obojętność. ostatnio siedząc z P. dużo do mnie dotarło..nie umiem zaufać, tak do końca. nie potrafię pozwolić komuś pokierować sobą. z góry stawiam, że nic nie wyjdzie i, że lepiej kiedy sama wszystko albo nic załatwię. to coś w rodzaju własnego pokoju. kiedy posprzątamy w nim my, wiemy gdzie co leży, i gdzie możemy szukać potrzebnej rzeczy. ale w momencie kiedy posprząta tam ktoś inny, nie potrafimy się w nim odnaleźć, wszystko jest nie po naszemu. tak jest ze mną i z moim zachowaniem. niby czegoś bardzo mocno chcę, jednocześnie bojąc się tego. wiem, ja też os zawsze uważałam, że nie jestem do końca normalna. szczerze siebie nienawidzę. ile jeszcze minie, zanim coś zmienię i przestane być tym beznadziejnym człowiekiem, którym jestem od kilku miesięcy?
poniedziałek, 31 marca 2014
coraz częściej się zastanawiam czy można uciekać przed czymś, za czym się goni. uciekać przed 'miłością', której przecież w tym momencie potrzebujemy tak bardzo, na gwałt. nie chcę nikogo skrzywdzić, a do tego to zmierza. boję się zaufać, przywiązać, pokochać. nie wyobrażam sobie życia z kimś, tak po prostu. od siedmiu miesięcy moje życie, to pasmo zmartwień, decyzji, prób, wysiłku, zaprzeczeń, obietnic, planów...a mimo to ja nadal potrafię powiedzieć, że jest po staremu, że nic się nie zmieniło, bo w gruncie rzeczy dawno znudziła mnie ta sama przykra historia. tyle się dzieje, tyle się zmieniło, nawet nie wiesz..najbardziej brakuje mi siebie z czasów przeszłych. moje życie wtedy było płynne, i ułożone. bez zbędnych zachwiań i dróg pod górę. jakby nie patrzeć, dziś codziennie dzieje się coś o czym chciałabym Ci opowiedzieć, ale wiem, że lepiej zrobię jeśli zostawię wszystko tak jak jest. we mnie, tak jak w domu, w którym umarł samotny człowiek..zostało po nim wszystko. niedopita kawa, otwarta gazeta, cicho włączone radio. kto by się spodziewał, że zapomnimy tak szybko..
piątek, 28 lutego 2014
nieważne ile zawodu sprawił mi odchodząc i mówiąc, że od tej chwili muszę radzić sobie sama. nie ważne jak często widok jego uśmiechu ściskał mi serce..nic nie jest ważne. człowiek zakochany, to człowiek głupi. i nie ma tu żadnych reguł. bo tyle razy ile można powtarzać, że nie warto, tyle razy serce i rozum zrobią swoje. jest to człowiek, dla którego bez względu na wszystko, moje drzwi i ramiona zawsze będą szeroko otwarte. to śmieszne, mówić o miłości, kiedy ma się jej znikome ilości. kiedy nie pamiętamy już jak to jest być szczęśliwym, bo istnieje ktoś dla kogo znaczymy wszystko i jeszcze trochę. ponoć kiedy doszczętnie wyleczymy się z przeszłości, otworzymy się na nowo. ponoć wystarczy tylko zapomnieć..mamy dziś pierwszy dzień nowego miesiąca, chciałabym aby był miesiącem szczęśliwym, i żeby choć raz mi się pofarciło. wiem, że pora wziąć się w garść, bo wiem też jak wiele mam do stracenia..
wtorek, 18 lutego 2014
obietnice "na paluszka"..najgorsze obietnice,które kiedykolwiek mogliśmy sobie składać. jest mi tak strasznie przykro..pewnie nawet sobie nie zdajesz sprawy. mam marzenie, i to nie jest idealne e28 z gwintem, kołem z rantem i naciągiem, z negatywem, z bananowymi skórami w środku, i z czarnym lakierem..to nie jest też hiphop kemp, na który tak bardzo chciałam jechać..ani milion dolarów. chciałabym odważyć się na tyle, by z Tobą o tym porozmawiać. o tym jak płakałam, jak jarałam żeby chociaż przez chwilę śmiać się tak żeby rozbolał mnie brzuch. chciałabym Ci powiedzieć jak od 6 miesięcy oszukuję się i wmawiam sobie, że Cię nie kocham. chciałabym Ci powiedzieć ile razy przez płacz Cię wyzywałam i mówiłam, że tak bardzo Cię nienawidzę. że czasami nie rozumiem co dzieje się w mojej głowie chwilę zaraz po tym jak zamienię z Tobą choćby jedno słowo. jak tęskniłam każdego dnia kiedy Cię nie było. czasami kiedy przeglądam te wszystkie posty, to dopiero zauważam jak strasznie za Tobą tęskniłam i nie chciałabym chyba żebyś kiedykolwiek to przeczytał. wtedy prawdopodobnie przestałabym w Twoich oczach być taką silną D, która nie ogląda się za siebie i żyje tym co jest teraz, dzisiaj..nigdy sobie nie wybaczę tego, że tak łatwo się poddałam i pozwoliłam Ci odejść. że znając Twoją reakcję na wylot, nic z tym nie zrobiłam, nie próbowałam Cię zatrzymać. nienawidzę siebie za każde "jest idealnie" wypowiedziane w Twoją stronę wiedząc, że jest do dupy i, że świat wali mi się na głowę. nie potrafię przyznać się do porażki. chciałabym kiedyś poznać kogoś z kim będę tak samo szczęśliwa, kto zrozumie mnie jak nikt inny, kto będzie chciał poznawać każdą moją wadę i zaletę, z kimś kto będzie wiedział co zrobić kiedy będzie mi źle, kiedy będę chora, smutna, zmęczona..z kimś kto bedzie wiedział jak wywołać uśmiech na mojej twarzy, kto będzie wiedział jak zająć mi dzień żebym zasypiając była najszczęśliwszym człowiekiem. chciałabym kiedyś śmiać się z tego wszystkiego i mówić jaka to byłam głupia i jak mogłam tęsknić za kimś takim. marzenia..realne albo i nie. jak na razie potrzebuję kogoś kto mnie pokocha pomimo wszystko, tak za nic..
czwartek, 13 lutego 2014
znowu zastanawiam się czy lecę w końcu do góry, czy po raz kolejny spadam na całkowite dno. nie mam pojęcia co się ze mną dzieje..momentami mam wrażenie, że wszystko jest przeciwko mnie i, że nie warto nawet wychylać rano głowy spod kołdry. po co, przecież i tak nic się nie zmieni. znowu dostanę szmatę z matematyki, znowu uwierzę w coś beznadziejnego, znowu zrobię sobie nadzieję, znowu wrócę zła na cały świat. nawet teraz..kilka drzwi obok, tańczy, śmieje się, bawi masa ludzi, oprócz mnie. chyba pora sobie odpuścić, albo najzwyczajniej w świecie wziąć się za siebie. znaleźć motywację i iść do przodu. dlaczego tak łatwo się to mówi, a tak trudno wykonuje. jestem beznadziejna, mam nadzieję, że jutrzejsze anty walentynki spędzę miło i nie rozpłaczę się, że to czwarty rok, ale już bez Ciebie. teraz też się nie rozpłaczę, prawda? przecież nic już w sobie nie mam, nawet łez. chciałabym nie mieć uczuć.
wtorek, 11 lutego 2014
poniedziałek, 10 lutego 2014
pierwszy raz od kilku miesięcy, poczułam, że w moim życiu, gdzieś z boku, całkiem po cichu stoi jeszcze ktoś. wstyd mi się przyznać, że tak łatwo dałam się zauroczyć głupim uśmiechem i gadaniem godzinami. to nic, że niedługo wszystko się rozpadnie, rozleci tak jak cała reszta. nic nie trwa wiecznie..chciałabym czuć, że coś jest pewne, ale wtedy nic nie byłoby tak przyjemnie zakazane i chowane przed światem jak i przed samą sobą. mam wrażenie, że nie potrafimy sobie czegoś powiedzieć, a ja jeszcze nie wymyśliłam sposobu jak temu pomóc. póki co, będziesz moją słodką zagadką, tajemnicą i kimś kto w najsmutniejszy dzień od tak potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy. co ja znowu robię..nie wierzę
wtorek, 4 lutego 2014
kiedy żyjemy w jakimś niezamkniętym rozdziale, mamy nadzieję, że ktoś skończy go za nas, nie mamy siły żeby zrobić to sami..codziennie poznaję nowych ludzi, nowe historię, uczę się nowych rzeczy, rozmawiam z masą ludzi..i niby jest dobrze, śmiejemy się, turlamy po łóżkach ale wieczorem przychodzi taki smutek, którego nic nie przebije. przypomina mi się wszystko, każdy dzień, każda najlepsza godzina, każde wspomnienie. siadam wtedy na łóżku i się rozklejam. dalej nie wiem jak to się stało, że po tylu miesiącach potrafiłam zapłakać za nim. już czasami nie mam sił, ponoć każdy musi to przejść i przecierpieć swoje. jestem naiwna, bo dalej myślę, że będę szczęśliwa. tak naprawdę, będę. może po prostu nabrałam trochę optymizmu, po tym wszystkim co mnie spotkało. staram się być silna i udawać nawet przed sobą, że wszystko jest okej. mam wokół siebie tylu najlepszych ludzi pod słońcem, że zrobiłabym najgorszą rzecz dając się wciągnąć w ten chory smutek za czymś czego juz tak dawno nie ma. jeszcze będę najszczęśliwszą Darką na ziemi. obiecuję..
niedziela, 26 stycznia 2014
mam wrażenie i w sumie też taką cichą nadzieję, że kiedy dużo wycierpimy, kiedy wylejemy wszystkie nasze łzy do cna, kiedy będziemy już uczuciowym wrakiem..to szczęście zacznie się pojawiać. zaczniemy wstawać z uśmiechem na ustach, a dzień nie będzie tak ciężko przeżyć jak dziś. wierzę, że wszystko wyjdzie na prostą i przestaną mnie martwić niepotrzebne rzeczy. że ktoś przysłoni mi sobą dosłownie cały świat. pozostała mi nadzieja na lepsze czasy.
sobota, 18 stycznia 2014
Wszystko się zmienia, powoli stopniowo, gdybym ja też razem z biegiem czasu się nie zmieniała to bym nawet tego wszystkiego nie zauważyła. powinnam podziękować mu z całego serca za jedną, bardzo ważną rzecz. za usamodzielnienie się. gdyby dalej moje życie wyglądałoby jak wtedy, dziś bałabym się wszystkiego. teraz nie oczekuję od nikogo pomocy, bo wiem, ze potrafię poradzić sobie sama. dziś usłyszałam od mamy, że ktoś chce dla mnie dobrze, a ja zamiast mu dziękować, że wyciąga rękę, to odpycham ją i mówię, że dam radę sama. szukam szczęścia wszędzie i okazuje się, że znajduję je codziennie nawet w najmniejszych rzeczach. nie boję się nieznanego jak kiedyś, idę prosto przed siebie, bo wiem, że może mi się trafić coś co będzie strzałem w dziesiątkę. przez ostatni tydzień tyle się działo, tyle nowych ludzi, nowych znajomości, tyle rzeczy sobie uświadomiłam, zrozumiałam..że nie wierzę, że to wszystko stało się w ciągu pięciu dni.. wiem jaki ból sprawia się tym ludziom, na których Ci zależy. wiem jaka to głupota, robić coś z miłości. niechcianej miłości. robienie czegoś wbrew sobie to najgorsze co może nas spotkać. kiedy jesteśmy z czymś sami, nie potrafimy się uporać z problemami i stawić im czoła. od tak po prostu..dlatego cieszę się, że mam przy sobie ludzi, którzy nie boją się przeszłości, i gonią za przyszłością, za czymś lepszym. cieszę się, że pięć dni w tygodniu mam te siedem dziewczyn a na każdy wolny czas w domu, te trzy istoty. bałam się, że zostanę sama. podniosłam się, i czuję się silna jak nigdy. chyba o to w tym wszystkim chodziło, prawda? żebym w końcu zrozumiała, że czas goi rany.
środa, 8 stycznia 2014
jak jest? chyba całkiem znośnie. nie mogę narzekać, w końcu to był mój wybór. niedawno wróciłam ze szkoły i jestem tak zmęczona, że nie mam na nic siły, ale wiem, że muszę się postarać i nie olać tego wszystkiego..pusty pokój, dziewczyny porozrzucane po mieście, po pokojach, znajduję spokój i czas na przemyślenie kilku spraw. chciałabym aby ta kolejna przeprowadzka była lepsza niż tamta 4 miesiące temu, szczególnie chciałabym zebrać nowe wspomnienia i nie przynosić starych brudów w nowe miejsce. może dlatego też nikomu o Tobie tu nie mówię. nie mam ochoty tłumaczyć wszystkiego, kim byłeś, kim jesteś co zrobiłeś mi z życiem i jak się czuję. może to lepszy wybór. chciałabym być spokojna, chciałabym wiedzieć, że wszystko się ułoży..swoją drogą, kiedyś wszystko wyjdzie na prostą. pierwszy raz nie mam ochoty wracać do domu, pewnie przez tą przerażającą ilość osób, które co chwilę wpadają mi do pokoju żeby coś pożyczyć. tego chciałam, przecież nie chciałam siedzieć codziennie sama w domu. chorowałam na samotność. może tu będzie lepiej, miejmy taką nadzieję.
niedziela, 5 stycznia 2014
nie chciałam wcale jechać, ale współlokatorka, która podaje się za moją matkę doprowadza mnie do szału. nic co robię nie jest dobre, i te wieczne podejrzenia. czekam na jutrzejszy wieczór kiedy to spakuję się i pojadę sto kilometrów dalej żeby chociaż te błogie cztery dni od niej odpocząć. zdaję sobie sprawę z tego, że po części to też moja wina, bo tak szybko się denerwuję, irytuję i daje jej powody do zmartwień, kiedy wracam pijana do domu, albo kiedy w moich rzeczach znajduje coś czego nie powinna. od 129 dni jestem zupełnie kimś innym. może gorszym, może lepszym, wiem tylko, że dużo się zmieniło. wiele sytuacji, które nie zależały ode mnie. wiele wieczorów przepełnionych nudną i tęsknotą na zmianę. wiele dni przesiąkniętych ogromnym szczęściem i nadzieją, że nadchodzą zmiany. staram urozmaicać sobie to życie, żeby nigdy mi się nie znudziło. żeby nie było mnie tylko po to żeby być. mam tak cholernie dużo marzeń, pragnień, mam wielką nadzieję, że za jakiś czas pożegnam się z samotnością i tym pustym wzrokiem wpatrującym się codziennie w ścianę. czasami tak sobie wyobrażam, i wybiegam za daleko w przyszłość, ale wolę to niż przypominać sobie o tym jaka dobra i idealna była przeszłość. prawda niestety jest taka, że będąc jedną nogą z Tobą, nie zbuduję niczego nowego w moim nowym, małym świecie. że nie naprawię tego co spieprzyłeś, bo to już nie moja sprawa. muszę jeszcze w to wszystko uwierzyć.
środa, 1 stycznia 2014
nowy rok, który powinien przynieść zmiany..zmiany bardzo mi potrzebne. sylwester spędziłam najlepiej jak umiałam, wczorajszy dzień również wykorzystałam do cna, aczkolwiek coś nie daje mi spokoju. boję się, tylko sama nie wiem czego. może po prostu zamiast zadręczać się pytaniami typu "co dalej?" powinnam to zaniechać i wejść w rok 2014 w lepszej, optymistycznej formie. wczorajsze czytanie horoskopów sprawdziło się. jak niewiele czasu minęło żebym musiała zastanawiać się czy jestem szczęśliwa i na czym to szczęście polega. mam wrażenie, że cały problem polega w moim oszukiwaniu samej siebie. oszukuję się, że samotność to najlepsza opcja z możliwych a przecież nie potrafię być sama, już nawet udawać nie umiem. nie pamiętam czym jest miłość i szczęście bez alkoholu, trwające dłużej niż jeden dzień. chciałabym uwierzyć w to, że szczęście nie przejdzie gdzieś obok mnie i, że jak na wszystko zawsze potrzeba czasu..
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)














