niedziela, 29 grudnia 2013

jestem zmęczona, ale i zadowolona. jestem szczęściarą, że mam takich przyjaciół i że mogę na nich polegać każdego dnia. bardzo Wam dziękuję za całe dzisiaj. jeszcze tylko zejdę na dół zapalić, a później wrócę do ciepłego łóżka oglądać wyciskacz łez. potrzebuję się wyciszyć, bo huczuhucz nie pomaga, a wyczuwam, że w sylwestra będzie się dużo działo. obiecuję zostać jutro cały dzień w domu i robić wszystko dla siebie. obiecuję odpocząć. mam nadzieję, że nie wpadnę na żaden głupi pomysł, chroń mnie boże.

czwartek, 26 grudnia 2013

chwila po północy, odpaliłam wszystkie świeczki, zabrałam poduszki i usiadłam na parapecie. zawsze tak robiłam kiedy tęskniłam. kiedy nie mogłam się pozbierać, albo kiedy coś nie dawało mi spać. najwięcej radości sprawia mi to w zimę. czas kiedy dla mnie zawsze zaczynają się te najlepsze rzeczy, takie po których uśmiech nie schodzi mi z twarzy a ja w środku czuję, że w końcu jest po co tu być. tak bardzo tęsknię za tym widokiem z okna, który zawsze był dla mnie czymś normalnym, dzisiaj zrozumiałam, że jest czymś wartym wspomnienia. sama nie wiem, być może pogubiłam się w tym wszystkim. być może nie potrafię okazywać uczuć, być kimś dla kogoś. nie rozumiem dlaczego znowu o tym myślę. zarzekałam się, że już dałam sobie spokój, że zapomniałam. te trzy dni świąt były dla mnie najprzykrzejsze od kilku lat. mimo wszystko w głębi jestem ogromnie wam wdzięczna, że zawsze jesteście. na dobre i złe dni, na pochmurne jak i te słoneczne, na te trzeźwe i pijane, że jesteście nawet wtedy kiedy wszystko jest nie tak. mamy 27 dzień ostatniego miesiąca. boję się nowego roku, i nowych rozczarowań. nowych nadziei i nowych rzeczy, na które być może nie jestem jeszcze gotowa. boję się, że sobie nie poradzę, że wszystkie moje wybory nie będą dobre. mam jedno marzenie, tylko jedno. chciałabym ułożyć sobie życie choćby w najmniejszym stopniu. tak aby budząc się rano, czuć, że szczęście mnie nie ominęło, że dalej tu jest. ta przerwa świąteczna, choć się jeszcze nie skończyła, to i tak dała mi masę szczęścia i wiary w nas, w to, że dalej jesteśmy i dalej potrafimy być takie jak ponad dwa lata wstecz. wiem, że najgorsze co mogłam zrobić, to było odrzucenie tych niebieskich i brązowych tęczówek, które każdego dnia starają się mi pomóc nawet w najgłupszych i najbardziej błahych sprawach. mam nadzieję, że przyszły rok będzie tak samo rokiem szczęśliwym jak i wszystkie poprzednie. tyle się wydarzyło..chciałabym każdą godzinę odtworzyć jeszcze raz, przemyśleć każdy swój krok, wszystko co mogłam zrobić lepiej. chciałabym zatrzymać każdą jego łzę, i każdy żal do mnie, chciałabym cofnąć każde kłamstwo, każdą kłótnię i każdy wieczór, który kończył się nie tak jakbyśmy tego chcieli. tyle jest we mnie żalu do samej siebie, że nawet mój płacz nie jest tego w stanie choć trochę zminimalizować. najwyższy czas wziąć się w garść i życzyć mu wszystkiego najlepszego. życzyć mu wszystkiego tego, ile dostałam od niego. chyba nie warto być ciągle złym, że ktoś zabrał mi mój cały świat, prawda? w końcu mam już nowy, który z dnia na dzień udoskonalam. wiem, że będzie jeszcze lepszy, naprawdę wiem to. chociaż tyle. bo wszystko co miało być to już było. a reszta..niech się dzieje samo..

środa, 25 grudnia 2013

cały dzień czuję, że umieram a to jeszcze nie koniec. dwa dni bezsilności, nic nie robienia. znowu zapominam o jedzeniu, przez co wyglądam jak śmierć. nie mam pomysłu na życie, na dzisiejszy dzień. nie wiem co ze sobą zrobić. to wszystko.

wtorek, 24 grudnia 2013

chciałabym móc przespać te święta, albo przynajmniej przeleżeć je w łóżku, ale wiem, że mama mi nie da. jak zawsze potrafisz mnie zaskoczyć i urozmaicić mi moje nudne życie. kochana P. <3 jak to mówią - YOLO i do przodu. przed nami jeszcze pasterka, której już nie mogę sie doczekać!

poniedziałek, 23 grudnia 2013


właśnie zdałam sobie sprawę jak nieziemsko was uwielbiam. mam dwie najlepsze pod słońcem siostry, koleżanki, przyjaciółki, zołzy. tak często potraficie przemienić mój brak humoru w najszczerszy uśmiech. nawet dziś kiedy cały dzień był jak na złość, wystarczyło jedno rzucone hasło "idziemy pić" to nic, że znowu..lubię smsy, zaraz po otwarciu oczu "wstałaś? niedługo będziemy". uwielbiam kiedy robicie z mojego pokoju kawiarnie, jadalnie, salon kosmetyczny, salon rozrywki, balety, melanżownie, pokój schadzek, wybieg, palarnie. nie raz słyszałyśmy jak bardzo jesteśmy do siebie podobne, że mamy takie same nawyki, takie samo zdanie na różne tematy, takie same odzywki, o tym samym gadamy. ale i tak mimo wszystko każda jest innym światem dzięki czemu potrafimy się ze sobą dogadać, choć momentami jest ciężko. naprawdę nie wyobrażam sobie jakby to było gdyby miało Was nie być. kto by mi tak idealnie doradził, na kogo bym krzyczała, z kim bym piła, śmiała się, płakała, jadła, obgadywała. z czyjego szczęścia cieszyłabym się najbardziej? nie wiem i w sumie nie chce wiedzieć. wiem, że wszystko było po coś, i, ze teraz moze być tylko lepiej między nami. a na koniec i tak widać, że nasze prognozy sie nie sprawdziły. P. wyjechała, wróciła, a między nami dalej jest tak samo dobrze. lepsze czasy nadchodzą? a może po prostu stare, dobre czasy wracają. kocham was ;)

niedziela, 22 grudnia 2013

jestem tak wściekła na siebie..chciałabym chociaż wiedzieć za co. może za to, że jak zwykle staram się być najmilsza, pomocna, a i tak zawsze wychodzi chuj wielki. może za to, że kilka zdań zmienia cały mój dotychczasowy światopogląd, zmienia moje nastawienia. tak bardzo nienawidzę ludzi za każde wyrządzone mi zło, za każdy płacz, krzyk, kłamstwo, obrazę. nienawidzę. i albo jestem tak pijana albo rzeczywiście wkurwiona. miałam pójść się odprężyć, zapomnieć, pośmiać a wróciłam w takim stanie. jeszcze Ty, której nie chce już więcej widzieć. nie wierzę do czego zdolna jest rodzina. to chyba jakiś żart, naprawdę. najbardziej z tego wszystkiego denerwują mnie nasze kłótnie, wyzwiska, denerwuje mnie to, że zachowujesz sie jak jebane dziecko. nic nie rozumiesz, nie potrafisz normalnie się odezwać, wszystko jest dla ciebie żartem. mam nadzieję, że to czytasz, chociaż i tak nic do Ciebie nie dotrze. jak zawsze..chce już moje urodziny, PROSZĘ!

sobota, 21 grudnia 2013

tak jak mówiłam, zawsze wszystko wychodzi na prostą..nawet w moim przypadku. za kilka dni święta, na ulicach multum ludzi i samochodów, jak nigdy. mimo wszystko uwielbiam to miasto za ten czas, którego każdy ma dużo. tutaj nikt nie pędzi, nigdzie się nie śpieszy. jestem szczęśliwa, tak w środku. naprawdę. siedzę na balkonie z papierosem i kawą. myślę o tym wszystkim i jest tak jak być powinno. znowu jesteście wy i to jest chyba najlepsze w tym wszystkim. zaczęłam nawet doceniać czas wolny, co jest u mnie również dziwne. wczorajsze życzenia świąteczne i przełamywanie się opłatkami było najlepsze. szczególnie kiedy podszedł do mnie i zaczął składać mi życzenia ktoś po kim bym się tego nie spodziewała. lubię to wszystko, serio jest idealnie. mam ochotę dzisiaj na wino, fajki i was. jak co zimę ;)

środa, 18 grudnia 2013

dawno nie miałam takich wyrzutów sumienia. codziennie uciekam od problemów, myśląc, że w końcu się uda a one znikną same. jednak jestem głupsza niż ustawa przewiduje. powoli zaczynam naprawiać to wszystko co tak pięknie udało mi się spieprzyć przez ostatnie miesiące. dziwne, ale nawet nie wierzę w to, że nie dam sobie rady. a może po prostu chce udowodnić, tobie, sobie, wam, że potrafię. najgorsze jest chyba to, że ostatnio zawodzę nie tylko siebie, ale i wszystkich w okół. zapomniałam co jest najważniejsze, i zapomniałam jak sobie z tym radzić. staram się iść do przodu, nie cofać do tego co już nie istotne. podziwiam Cię za wszystko co robisz, za to, że tak świetnie radzisz sobie ze wszystkim. ostatnio kiedy mama dzwoni to tylko słyszę 'pierwszy rok jest najcięższy' a mówili mi, że tylko tydzień..dziś byłam asertywna, w końcu! odmówiłam mu tak prostej i błahej rzeczy. wiem o co się ostatnim razem pożarłyśmy i nie mam najmniejszego zamiaru dalej psuć kontaktu przez kogoś takiego jak on. jutro już czwartek. jeszcze tydzień temu wcale nie chciałam tych świąt, urodzin, tego wolnego. nie chciałam żyć w świadomości, że może odpocznę i może wyjdzie mi to na dobre. ale z godziny na godzinę, tylko czekam na ten piątek. na moment kiedy wpakuję się do pociągu i wysiądę na dziesiątym przystanku. zostawię porażki w pokoju, do którego nie wejdę przez najbliższe dwa tygodnie. święta spędzę w domu. nigdy takich nie było, dlatego nie jestem przekonana czy to najlepszy pomysł. odkąd pamiętam święta spędzałam u rodziny, w dużym gronie. później urodziny..śmieszne, ale czuję się jakbym czekała na nie dłużej niż wszyscy, a przecież to rok jak każdy. mam ogromną nadzieję, że w tym roku spędzę je z nikim innym jak z wami. i na koniec postanowienia noworoczne, które co roku wymyślam i co roku je olewam. za trzynaście dni mam zamiar wymyślić coś bardziej realnego, i tego dotrzymać. w każdym razie chciałabym być w końcu bardziej odpowiedzialna, bo na chwilę obecną, z odpowiedzialnością nie mam nic wspólnego. chciałabym nauczyć się asertywności i racjonalnego myślenia. zapomnieć o pesymizmie i przymykać oko na klęski. i co najważniejsze - nie dopuścić do tego żebym zrezygnowała ze Szczecina. może inaczej..nie dopuścić do powrotu do Gryfic na stałe. jeszcze kilka spraw do nadrobienia i będę mogła odetchnąć z ulgą. niech nic nie zakłóci mojego stanu opanowania chociaż do piątku. o nic więcej nie proszę.

poniedziałek, 16 grudnia 2013




"Kiedy pozbyliśmy się siebie nawzajem
Z naszych dziwnych CV,
Dopiero dotarło do mnie ile dałaś mi Ty"

niedziela, 15 grudnia 2013




















czytam to wszystko i z perspektywy czasu inaczej na to patrzę. teraz potrafię się z tego śmiać, bo w końcu nic innego mi nie pozostało. naprawdę nie pamiętam już jakie to uczucie, być tak mocno do kogoś przywiązanym. nie pamiętam jak to jest kochać, dać się pokroić za czyjś jeden uśmiech. jedyne co mi po tym wszystkim zostało, to przekonanie o swojej głupocie i naiwności. dziś wracając tramwajem do domu, towarzyszył mi stary album pezeta, mes i planet. gapiąc się w moknący Szczecin pomyślałam, że już go nie pragnę. już mam inne problemy, rozterki. dziś zależy mi na innych ludziach. z dnia na dzień czuję jak się oddalam od tego złudnego świata, który powoli mnie niszczy. mam ogromną nadzieję, że szybko nie zobaczę tych zielonych tęczówek..za dobrze mi się żyje żebym znowu spieprzyła to wszystko. i tak jak K. napisała. zrobiłam to bezpodstawnie, nie miałam prawa tego pisać. ja już chyba tak mam, że głupota to moja siostra rodzona. to tylko 5 dni, i wrócę do domu. najbezpieczniejszego miejsca na ziemi. 







i wiesz,wczoraj poczułam się przez chwilę tak idealnie. ale zbyt dużo alkoholu i braki w mózgach ludzi robią chore rzeczy. ani przez chwilę przez głowę nie przeszła mi twoja osoba. to chyba dobrze, prawda? mimo wszystko jestem rozczarowana, bo przecież nigdy nie jest idealnie. może powinnam to olać. w sumie..tak, nie przejmowanie się wyjdzie mi na lepsze. tylko to co teraz dzieje się w mojej głowie..


P.S. chyba tęsknię za Tobą, za wami, za nami. pytanie czy da się cokolwiek odratować setny raz..

sobota, 14 grudnia 2013

czarne koty, przechodzenie pod drabiną, otwieranie parasola w pomieszczeniach, to i inne tego typu bzdury mówią nam o nieszczęściu, w które zawsze ciężko jest mi uwierzyć. nieszczęście to raczej pojęcie względne, pracujemy na nie sami, więc nie możemy całej winy zrzucić na bogu ducha winnego kota. jasne, każdy ma dni kiedy myśli, że cały świat jest przeciwko nam  i wtedy doszukujemy się dziury w całym. myślę, że gdybym miała wierzyć  w przesądy, codziennie wmawiałabym sobie pecha, bo przecież z czarnym kotem mieszkam i codziennie rano przechodzę pod wielką drabiną czy rusztowaniem na swojej ulicy. to samo tyczy się wszystkiego co ma nam przynieść szczęście, choćby czterolistna koniczyna, której ludzie w desperacji potrafią szukać godzinami. jestem tak bardzo na nie, ale wtedy stojąc tam..pomyślałam, że to w sumie trochę zabawne kiedy kazałeś odwrócić mi się tyłem do wody, pomyśleć życzenie po czym mocno się zamachnąć i wyrzucić grosza daleko za siebie. tak bardzo uwierzyłam przez chwilę w swoje szczęście, że długi czas myślałam o czym marzę. nigdy nad tym się nie zastanawiałam. przecież wszystko miałam, miałam tak idealne życie, że mogłabym tylko błagać aby nic się w nim nie zmieniło. ale dzisiaj jest dzisiaj, a tamten czas dawno minął. miałam tysiąc myśli na minutę. tysiąc marzeń, pragnień, uczuć, próśb. w końcu pomyślałam o czymś co prawdopodobnie wywróciłoby moje życie do góry nogami. patrząc się na głupią monetę w wodzie, odpaliłam papierosa i znowu wróciłam do rzeczywistości. przecież to chore, wmawiać sobie szczęście, pecha czy inne bzdety. często powtarzam, że coś stało się po coś. coś musiało się skończyć, żeby coś nowego mogło zaistnieć, że jeśli coś się skończyło to najwyraźniej nie miało nawet prawa bytu. coraz rzadziej jestem pesymistką, częściej patrzę na wszystko realistycznie. wiem ile mogę, potrafię, ile dam radę. nie przekreślam wszystkiego z góry, układając czarne scenariusze. zaczęłam radzić sobie sama, bo przecież powinnam to robić od samego początku. wszystko ostatnio jest nie tak, ale też nie twierdzę, że nie będzie lepiej. kilka sytuacji było naprawdę słabych, i nie wartych wspominania. wstając rano już myślę, co dziś wyjdzie nie tak, bo ostatnio nie ma dni idealnych, niczym niezmąconych. kilka dnia temu spytałaś mnie, jak mogę chcieć dalej utrzymywać kontakt. po czym usłyszałaś, że lubię hartować swoją psychikę i przyzwyczajać ją wszystkiego, bo wiem, że gorsze rzeczy w życiu mnie spotkają.  a na koniec pięć dni spokoju, szkoła, dom, książki, filmy, i ja odcięta od świata. mam ważenie, że takie życie jest lepsze. nie mam czym się przejmować. tylko ta jedna sprawa, która ciągle nie daje mi żyć. mam nadzieję, że jeszcze w tym roku się coś zmieni. sobota - niedawno znowu wróciłam do szarego Szczecina, do swojej odskoczni a zarazem monotonni dnia codziennego. dzisiaj mam w planach zapomnieć o wszystkim i wrócić do domu jutro rano. na pewne rzeczy potrzebujemy trochę czasu, a wtedy kiedy już zrozumiemy na czym polega problem, robimy wszystko by nie dopuścić do ponownego pojawienia się go. chyba na tym polegają refleksje. będzie tylko lepiej, bo źle już było.

piątek, 13 grudnia 2013

ludzie często chcą tego, co najprawdopodobniej już mają. a co jeśli tak też jest ze mną? co jeśli szukam czegoś, co stoi o krok ode mnie?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

jakim prawem ktoś decyduje o naszym smutku, radości, przypływie energii czy też jej braku. wczorajsze popołudnie było dla mnie torturą, o którą sama się prosiłam. tak jak napisałeś, jestem w ciemnej dupie, ale przecież mogę coś z tym zrobić. nic nie jest stracone, najważniejsze to udowodnić sobie i innym, że potrafię. każdy ma jakieś uzależnienie, od alkoholu, narkotyków, ludzi. mi wystarczy to od fajek. przecież już minęły te czasy uzależnienia od człowieka. przecież nauczyłam się żyć sama, chociaż wcale tego nie chciałam. zapierałam się rękami i nogami, ale musiałam w końcu się nauczyć. mamy poniedziałek, 11:15 o 16 znowu wyjeżdżam. nie zamierzam dziś ubolewać nad tym, że muszę się spakować i iść na pociąg. cieszę się chociaż, że nie wrócę sama do pustego domu. mam ochotę dziś ubrać się ciepło i siedzieć gdzieś na ławce gadając o bzdurach. czytać GMazazyn, co chwilę strzepując popiół z papierosa. niby nic, a dla mnie coś bardzo potrzebnego. coś co pozwoli mi wyrwać się z rutyny dnia codziennego. dam radę, nie spieprzę tego tygodnia. nie spieprzę swoich postanowień, które zawsze nie miały sensu.

sobota, 7 grudnia 2013

kiedy skończę robić na złość ludziom? niepojęte jak bardzo chcę być miła i uprzejma, jednocześnie rujnując komuś życie. najdziwniejsze jest to, że wcale mi to nie przeszkadza, a przecież powinno. przecież to zawsze ja się wszystkim przejmuję, stresuję, mam kace moralne. dalej śmiać mi się chce jak przypomnę sobie wczorajszą rozmowę z I, która już zna zakończenie tej historii. cieszę się, że już jest chociaż w tej sprawie okej. że nie psujemy, nie wyzywamy, nie naskakujemy na siebie. może z czasem dojrzeję i przestanę być taka jaka jestem teraz. wierzę w to mocno ;)




Ty, po co dzwonisz, skoro nie chcesz ze mną gadać.
Dobrze wiemy, że się nam nie poukłada mała.

środa, 4 grudnia 2013

jestem asertywna, wytrzymała, stanowcza, miła, uprzejma, zdystansowana, spokojna..a nawet jeśli nie, to warto sobie to wmawiać. 4.12. nie lubię tej daty, już nie lubię, szkoda w ogóle, że późno bo późno, ale w końcu zauważyłam jaki dziś dzień. to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy. środa - spokój. praktycznie zaraz piątek, spokój do końca tygodnia. mogę w końcu odpocząć. jeszcze tylko chemia a później zapewne dłuuugi spacer. dobrze mi to zrobi. tak myślę.



"jest krucha, bo jej bliscy cierpią,
ale twarda i obojętna gdy reszta świata wnerwia"

poniedziałek, 2 grudnia 2013

czasami chciałabym powiedzieć, że nienawidzę tych zdjęć, ale zaraz myślę, że przecież to jedyne co mi zostało. zdjęcia były robione prawie dwa lata temu. znalazłam je na płycie, były wymieszane z albumami projektantów. nie mogłam się powstrzymać żeby ich nie przejrzeć. i chociaż dalej mam w sobie takiego samego dzieciaka jak wtedy, to dużo się zmieniło od tamtej pory. mogłabym mówić i mówić, ale i tak nikt nie zrozumie, że wolałam chyba tamtą D. niż tą, która jest teraz. czasami wydaje mi się, że zmieniłam się na lepsze, a chwilę później zauważam, że jednak nie. nie wiem komu chciałam zrobić na złość. sobie czy tobie..chociaż wiem, kto na tym ucierpiał mocniej. doszczętnie niszczę swoje zdrowie, wmawiając przy tym wszystkim, że przecież jest bardzo dobrze i, że to właśnie teraz dopiero zaczynam żyć. najwyraźniej kłamstwo mam już wyćwiczone do perfekcji. zaczynam coraz częściej się zastanawiać "co dalej?" zadaje sobie to pytanie sto razy dziennie. i nie potrafię na nie odpowiedzieć. już nie wiem co mam zmienić żebym mogła W KOŃCU żyć. normalnie. długo się oszukiwałam, że przeprowadzka będzie miała sens i, że coś nareszcie ruszy do przodu..jak widać, nic się nie ruszyło. nie lubię się za to, że często nie potrafię wydusić z siebie słów, które chciałabym komuś powiedzieć. może najzwyczajniej w świecie boję się konsekwencji. rzadko okazuję komuś uczucia, częściej bywam obojętna, co jeszcze bardziej wbija mnie w ziemię. ja po prostu boję się, że do nikogo już nigdy się tak mocno nie przywiążę, że nikomu nie będę umiała tak bezgranicznie zaufać, że nikogo nie obdarzę takim uczuciem. te myśli mnie zabijają, szczególnie takie kiedy zastanawiam się czy przyjdzie taki dzień, kiedy zapomnę o wszystkim, dosłownie. ja nawet za każdym razem kiedy się spotykamy boję się o to co dzisiaj od ciebie usłyszę. wolałabym bać się pająków, węży, ciemności, śmierci niż tego, że ktoś po raz kolejny potraktuje mnie tak samo. dostałam za swoje, zła karma wraca. strasznie smutny ze mnie człowiek od jakiegoś czasu. w dzień cieszę się jak głupia ze wszystkiego a wystarczy wieczór, kiedy wracam do domu, siadam w pokoju na łóżku i już nie wiem co mam ze sobą zrobić, bo po plecach napierdalają mnie wszystkie najgorsze rzeczy. ciągle powtarzam sobie, że jest chujowo, ale przecież stabilnie. najważniejsze to nie przyzwyczajać się do ludzi, miejsc, rzeczy, bo to wszystko kiedyś przeminie. człowiek jak już coś ma, to nawet nie jest w stanie tego często docenić, bo uważa, że przecież mu się to należało od samego początku, a później coś tracimy i nie zdajemy sobie sprawy jacy byliśmy i jak bardzo coś zaniechaliśmy. a na koniec dodam, że uwielbiam P. za "idź po coś słodkiego,znajdź film, ja kupię browary i niedługo będę." czyli dziś nie będzie tak najgorzej. 



Miałaś nie płakać, miałaś być twarda 
Co z Tobą jest? 
Miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić 
Zapomnieć mnie. 
Miałaś nie płakać, świat poukładać 
Żeby miał sens.

niedziela, 1 grudnia 2013

po raz pierwszy doszłam do wniosku, ze nie możemy uciekać przed tym co nas boli, czego się boimy, czy przed tym, za czym tęsknimy. to taka ucieczka bez sensu i donikąd. prędzej czy później to nas dopadnie. nie wiem już jak mam zabić w sobie wszystko co zostało gdzieś tam na dnie. nie wiem jak mam opanować myśli, trzęsące się kolana i ręce. nie wiem już jak mam zacząć żyć inaczej tysięczny raz. najlepszym rozwiązaniem jest zostawienie tego wszystkiego w spokoju. niech się samo rozwiąże. z czasem człowiek zaczyna czuć mniej, aż w końcu przestaje czuć cokolwiek. zaczynamy patrzeć na pewne rzeczy z przymrużeniem oka, tak jakby nigdy nic się nie stało. myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a ja robię coraz to większe postępy. zawsze mały kroczek jest jakimś sukcesem. póki co, nie mogę narzekać. nie jest jeszcze tragicznie, po prostu muszę wziąć się w końcu za siebie. pomijając fakt, że powtarzam to sobie już chyba dziesiąty raz. chęci też się liczą, prawda? nie pozwolę żeby jesień, czy zima okradła mnie do reszty ze szczęścia, i zabierała uśmiech z twarzy. a już na pewno nie pozwolę żebym czuła się gorzej przez ludzi. oni i tak kiedyś umrą. 


Czasami widujemy kogoś codziennie, ale zapominamy mu powiedzieć jaki jest dla nas ważny. 
A potem jest już zwyczajnie za późno..