czwartek, 28 listopada 2013


" Albo nie umiesz albo życie tak sprawiło, 
że o bólu nic nie powiesz i ukryjesz wszystko, nawet miłość. "

wtorek, 26 listopada 2013

mój własny kalejdoskop wspomnień. doskonale wiem o tym jak z roku na rok mój charakter, i podejście do dnia codziennego coraz bardziej się zmienia. pamiętam kiedy byłam mała, kiedy do młodszych dzieciaków bałam się odpyszczyć, bo nie wiedziałam do czego są zdolne. później koniec podstawówki, gdzie coś dziwnego zmieniło mnie o sto osiemdziesiąt stopni. przestałam bać się własnego cienia, a "kobiecość" ukrywałam pod męskimi koszulkami o dwa rozmiary za dużymi. wtedy też poznałam I. nie raz czytałyśmy po kilku latach nasze "porady życiowe". pamiętam za jaką mnie uważałaś, pewną siebie, wyszczekaną gówniarę, uwielbiającą przesiadywać z chłopakami. koniec podstawówki i początki gimnazjum spędzałyśmy w czwórkę w Barkowie. w jedynym miejscu gdzie co wolne zjeżdżałyśmy się i mogłyśmy gadać do woli o bzdurach. zaraz po tym jak wszyscy stamtąd wyjechali, ogarnęłyśmy, że już nie jest tak jak wcześniej, a nasze ulubione otoczenie tak jak i my same, zmienia się. na pewne sprawy nie miałyśmy wpływu..przestałyśmy tam przyjeżdżać, a wakacje spędzałyśmy nie w namiocie z chłopakami, tylko we własnych miastach, porozrzucane po świecie. przestałyśmy uczyć się przekleństw niemieckich, bo w końcu P. miała do nas najdalej i dzieliła nas granica. w gimnazjum każda z nas miała jakiegoś chłopaka, a szerokie spodnie zamieniłyśmy na obcisłe ciuchy i kosmetyki. i znowu się zmieniłam. zaczęłam zauważać, że mam uczucia, potrafię kochać, wybaczać, poświęcać wszystko jednej osobie. zauważyłam, że szczęście kochanej przeze mnie osoby jest ważniejsze od mojego. i chociaż zawsze słyszałam, że przez fakt iż jestem jedynaczką to zawsze będę samolubna, a ja przecież nauczyłam się dzielić, kołdrą, poduszką, kubkiem, jedzeniem, dniem, komputerem z drugą osobą. od mamy nie raz uslyszałam, że do końca życia będę leniem. a kiedy wracałam po całym dniu do domu i opowiadałam jej, że grabiłam liście, odgarniałam śnieg, kręciłam gwintem, zmieniałam koła, sprzątałam z nim pokój, robiliśmy obiad, pilnowaliśmy dzieciaków, kosiliśmy trawę, jeździliśmy na rowerach, zrobiliśmy kilometry z Basterem..ona się uśmiechała, bo wiedziała, że robię coś na przekór sobie, i walczę z moim leniem. cieszyła się, bo wiedziała, że nie robię tego przecież dla siebie. w końcu jeszcze pozostał mój egoizm. jego też udało mi się wyleczyć. zaczęłam zwracać uwagę na problemy ludzi obok mnie. przecież też je mieli..i pomyśleć, że tyle udało mi się zmienić, a ja nawet tego nie zauważyłam. teraz siedzę w innym mieście, w nowej szkole, z nowymi ludźmi i nawykami. i chyba nawet z tego jestem dumna, bo zawsze groziłam mamię, że wyjadę z tego miasta, wyprowadzę się i stracą jedyne dziecko jakiego się dorobili. w maju przestałam szczekać i sama się wystarczyłam. co będzie bez mamy, co będzie kiedy będę musiała radzić sobie sama. chyba przerosła mnie ta myśl, co nie oznacza, że skuliłam ogon i cofnęłam wszystko co powiedziałam. jestem tu i wcale nie żałuję, bardziej żałowałabym gdybym stąd uciekła. nie byłoby powrotu. niestety. a mój charakter? ciągle się zmienia. codziennie się uśmiecham, chodzę żyję, i to nie prawda, że ciężko unieść mi kąciki ust i, że zawsze jestem przygnębiona. im więcej robię coś dla siebie i dla innych, tym więcej mam wiary w siebie, i we wszystko co robię. wiem, że w gruncie rzeczy jeśli się zbiorę to potrafię zmienić wszystko. najważniejsze, że nie tęsknię. w końcu..w końcu żyję :)

poniedziałek, 25 listopada 2013

no, woman, no cry

mam obsesję. śmieszne. całe wczorajsze dwie godziny drogi były jakąś męczarnią. szczególnie, że obok musiała siedzieć ona, i nieświadoma mojej obecności, o mnie mówić. co dziwne, wychodząc z autobusu nie czułam ani trochę nienawiści, której przecież we mnie ostatnio tak dużo. tak, nauczmy się kochać ludzi. chyba sama nie wierzę w to co mówię..kończę sprzątanie i czekam na K.

niedziela, 24 listopada 2013

niedziela, dzień oznaczający, że czas się spakować, posprzątać pokój, wziąć torbę, zamknąć drzwi i iść na pociąg. tam spotykam multum ludzi, którzy płaczą, żegnają się, albo po prostu przychodzą sami, bo nie mają kogoś, kto za nimi zatęskni podczas ich nieobecności. w zależności jak jesteśmy nastawieni do dnia, tak go widzimy. dla mnie niedziela musi być najspokojniejszym dniem w tygodniu, gdzie wiem, że wstanę późno, i do siedemnastej będę piła kawy, herbaty, paliła fajki, słuchała planeta a jedyna obecność, to obecność mojego kota obok. nie warto rozwodzić się na pewnymi rzeczami. czasami przykro mi, że za nikim nie tęsknię. tęsknię za chwilami, momentami, dniami, latami, ale nie za ludźmi. mam wrażenie, że zaczynam być typem samotnika, niedługo zamiast wyjść, ja będę wolała siedzieć sama w domu i mieć święty spokój. za dużo myślę..

piątek, 22 listopada 2013

zawodzą nas tylko ludzie, wobec których mamy jakieś oczekiwania.

ludzie, którzy niczego się nie boją, nie potrafią kochać. może jest w tym trochę prawdy. ostatnio ciągle martwię się o tą operację. co jeśli coś nie wyjdzie..nawet nie chce sobie tego wyobrażać. kiedy słyszę o jakichkolwiek 'guzkach' od razu wraca do mnie sytuacja sprzed sześciu miesięcy, kiedy co noc leżałam w łóżku i zwijając się płakałam w poduszkę. nigdy nie przeżywałam tak bardzo śmierci bliskiej osoby. chciałabym żeby wszystko się ułożyło. nie, nie liczę na to, że będzie idealnie. chciałabym tylko żeby było stabilnie. codziennie rano chowam głowę pod kołdrą, wyłączając budzik. nie mam najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka, wychodzić do ludzi. niedługo moja szesnasta zima życia, spędzona w Szczecinie. i nagle zdaję sobie sprawę z tego, jaka jestem. kiedy ktoś mi kazał wymienić swoje wady czy zalety, ja milczałam. dzisiaj widzę, jak bardzo potrafię być zawzięta jeśli na czymś bardzo mi zależy. nigdy nie odpuszczam, niczego. zazwyczaj najpierw krzyczę, płaczę, później myślę i po pewnym czasie zaczynam dostrzegać ile tak naprawde noszę w sobie zła. już nie tęsknię. nie myślę, nie rozpamiętuję. po co? dlaczego znowu mam tracić czas na ratowanie czegoś, co już nie ma sensu. zawiodłam się raz, drugi, trzeci. mogłabym zawodzić się jeszcze sto razy, ale dla osoby, która jest naprawdę tego warta. odżyłam, czuję się wolna, fizycznie i psychicznie. jedyne co zaniedbałam przez to wszystko to swoje zdrowie, którego i tak mam już mało. dziś prawie zemdlałam, wychodząc z klasy w połowie lekcji nie wiedziałam co się ze mną dzieje. przestałam jeść, zapominam często, ze jest to istotna rzecz w dniu codziennym. sama jestem ciekawa ile jeszcze tak wytrzymam. mimo wszystko ciesze się, że pomimo tylu problemów, potrafię patrzeć na to wszystko w pewnym sensie optymistycznie. kilka postów dalej, pisałam, że jeśli coś się szybko zaczyna, to się szybko skończy. że jestem znowu naiwna i, że znowu pakuję się w gówno. co z tego..dlaczego wszystko muszę tak dokładnie analizować? jeżeli coś nie ma prawa bytu, to się skończy, a jeśli coś jest warte czegokolwiek to z czasem wróci. mam nadzieję, że niedługo wszystkie moje obawy znikną, a ja odetchnę z ulgą. mam nadzieję, że pierwszą zimę w tym miejscu, z tymi osobami i takim przebiegiem wspomnień, nauczek..przeżyję dobrze. nie chcę niczego żałować.



Hej mama, ja powiem droga mamo jak 2Pac,
Posłuchaj, jesteś jedyną której potrafię zaufać.
Choć czasem rzucam się, wiesz, taki szczeniacki nawyk,
Ale cieszę się gdy dzwonisz i pytasz mnie jak tam sprawy.

czwartek, 21 listopada 2013





"Jestem obojętny, moje ego nie lubi się ze słowem smutek, może dlatego tak trudno naprawia mi się to co jest dobrze zepsute..."

miło tak móc znowu kłócić się z Tobą o bzdury ;)

 

środa, 20 listopada 2013

Od zawsze sama dla siebie byłam zagadką. Nie wiedziałam kim jestem, czego pragnę i czy moje życie ma sens. Miałam mnóstwo inspiracji, marzeń, uczuć, potrzeb i myśli. Za wszelką cenę chciałam być kimś. Czasami łapałam się na tym, że prawdziwe szczęście dawała mi niepewność. Byłam zwykłym beztroskim dzieckiem, które bało się własnych uczuć. Marzyłam o indywidualności. Nie istniał dla mnie czas ani granice. Byłam wolna, bo to miłość czyni człowieka wolnym. Konsekwencje były dla mnie nagrodą. Popełniane błędy sprawiały, że ból dla mnie nie istniał. Życie było piękne, zagadka nabierała barw. Gdzieś w głębi siebie odnalazłam bezpieczną przystań, w której moje serce popadło w niewolę samotności. Ograniczałam się do tego co konieczne. Grałam role - swoje i cudze. Życie jest jak origami. To sztuka składania. Składania marzeń, pragnień i uczuć w jedną całość. Miłość nigdy nie umiera do końca, zaś moja zagadka to czysta wątpliwość. Dziś, gdy moje serce jest pełne emocji wiem, że owa wątpliwość została rozwiana. Puenta jest prosta - dziś czuję, że jestem sobą
wszystko mija tak spokojnie. te kilka słów za dużo, mogłam zaniechać to niż pytać czy wszystko dobrze. czasami chcielibyśmy nie słyszeć niektórych rzeczy. czekam na piątek. to nic nowego, prawda? chce wrócić, usiąść z nią, odpalić papierosa i zacząć się śmiać żeby później zastanawiać się czy wszystko co robimy w życiu ma sens. śmieszne...czekam na telefon, od niego albo od niego. maluję paznokcie, co jest jeszcze śmieszniejsze, bo przecież nigdy tego nie robię. wszystko się zmienia, przyjmuję to do wiadomości. zawsze lubiłam zmiany. jestem spokojna, nareszcie..

niedziela, 17 listopada 2013

"za oknem -5, nie kocham Cię już."

i chciałabym teraz napisać wszystko co czuję, co myślę, jak JA to widzę. ale odpuszczam sobie kolejny raz. nie wierzę tylko jak mogłeś coś takiego powiedzieć. w sumie..to takie w twoim stylu, bycie chujem. 
cały weekend ze zdjęć. kilka dobrych chwil, alkohol, i przejechane kupę kilometrów. tak, było dobrze a dziś już postaram nie zadręczać się sobą, i nie myśleć o tym, że czuję się tak jak wyglądam. cholernie źle. nie mam ochoty tam wracać, tak bardzo...









piątek, 15 listopada 2013

zastanawiam się jak długo jeszcze będę się upijała z żalu, albo z cudzego szczęścia, później ledwo docierając na trzecie piętro. zastanawiam się czy są jeszcze na mojej liście rzeczy, które mnie cieszą, które są dla mnie ważniejsze niż cokolwiek innego. chyba zapominam o tym, że miałam być szczęśliwa i robić wszystkim na przekór. mam wrażenie, że jestem bardziej otwarta, mam większą samoocenę, więcej palę, piję, przeklinam, zrobiłam się bardziej wyszczekana. i pomyśleć, że to wszystko przez to, że chciałam być z dnia na dzień samowystarczalna, chciałam radzić sobie sama ze wszystkim, ze swoimi problemami..jak co wieczór robię bilans zysków i strat. okazuje się, że nic nie straciłam, bo przecież nic nie mam. kilka wspomnień, chwila, jedna dwie. to wszystko. bez sensu. wszystko ostatnio jest nie tak. najśmieszniejsze jest chyba to, że gdzieś te wszystkie sytuacje przechodzą obok mnie. mam już w dupie to wszystko. skończę tak jak na dzisiejszym wypracowaniu z polskiego. " i tak kiedyś wszyscy umrzemy"

niedziela, 10 listopada 2013

'nie jestem dawno'

dwa dni niczym nie zmąconego szczęścia. dwa dni z dala od hałasu miasta. dzisiaj wracam i znowu nie wierzę w to co robię. w piątek też nie wiedziałam, lejąc sobie kolejny kieliszek wódki. niby było dobrze, bo znalazłaś dla mnie pocieszenie w alkoholu i nikotynie ale...ale chciałabym już wiedzieć, chciałabym już być świadoma tego, że nic się samo nie ułoży. że mam szansę zmienić swoje życie, i nic z tą szansą nie robię. wiem, że jeśli ją zaprzepaszczę, będę tego żałowała. wiem też ile bólu sobie zadaje. wiem również jakim głupim i tchórzliwym człowiekiem jestem. mimo wszystko, przekonałam się, że nie jestem taką egoistką za jaką mnie uważasz. potrafię cieszyć się szczęściem bliskich i pomagać, chociaż sama często muszę radzić sobie sama. niekiedy myślę, że wolałabym ten ból fizyczny zamiast psychicznego, bo przynajmniej miałabym pewność, że zaraz przestanie boleć. nie wiem co ja sobie myślałam..palę jednego papierosa za drugim i już nic nie rozumiem. dlaczego zamiast cieszyć się dniem, życiem, teraźniejszością...ja tyle myślę. myślę i nic z tego nie wychodzi, bo nic z tym nie robię. powiedziałaś mi wczoraj, że nie mogę przecież pić za każdym razem kiedy mam gorszy dzień. że nie mogę rozpamiętywać, że mam obok kogoś kto być może okazać się trafnym wyborem. nie chcę zagłębiać się w te refleksje. może właśnie teraz powinnam skończyć palić, iść do kuchni, zrobić sobie ulubioną herbatę w ulubionym kubku, włączyć telewizor albo zająć się książką i żyć. żyć jak każdy. nic się już nie zmieni, przecież sam powiedziałeś. nie chce chyba, żeby coś między nami się zmieniało. przecież nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, ba..już na pewno nie trzeci. znowu mi tylko namąciłeś w głowie, mogłeś nie przyjeżdżać i nie wspominać, nie przypominać, nie robić tego. już nawet nie pamiętam ile razy powiedziałam Ci dziś jakim jesteś idiotą, że nie mogę się na Ciebie patrzeć, bo wszystko co złe, wraca. tak po prostu. dzisiaj nic nie znaczące "przepraszam" z twoich ust wydawało się bardziej odległe niż kiedykolwiek. tyle razy się przepraszaliśmy przez łzy, teraz tego nie potrzebuję. jedno głupie przepraszam niczego nie zmieni. chciałabym żeby ktoś powiedział mi, że będzie wszystko dobrze i, że wszystko się ułoży. ze wszystko co złe minie, a ja znowu się uśmiechnę nie wymuszając tej miny na mojej twarzy. jestem psychopatką, która męczy samą siebie, zachowuję się jakbym lubiła taki ból i krzywdę. krzywdzę samą siebie, często nie zdając sobie z tego sprawy. to przecież nienormalne. 

środa, 6 listopada 2013


'Chciałabym pewnego wieczoru usiąść w wygodnym fotelu z kubkiem gorącej czekolady i mieć tą pewność, że już nic złego nie może mnie spotkać. Chciałabym czuć, że jestem kochanym człowiekiem. Chciałabym wiele, bo jeszcze chciałabym być szczęśliwa i chciałabym umieć dawać to szczęście innym. Poza tym chciałabym nauczyć się omijać cierpienie szerokim łukiem. Chciałabym też nauczyć się miłości. Ale skoro chciałabym nauczyć się miłości to muszę również nauczyć się rozstań. Po rozstaniach chyba kolej na ból? Jego nie muszę się uczyć.. jego już znam. Dziś chciałabym wiedzieć kiedy ten cały czar pryśnie. Chciałabym wreszcie sięgnąć po swoje marzenia. Nie wstydzę się uczuć, nie wstydzę się tego, że mi ich brak. Emocje wypełniają mnie od stóp do głów, są moimi drogowskazami do samozagłady, a mimo to ciągle ich pragnę. Nie mam czasu na szukanie szczęścia, nie mam czasu, aby żyć chwilą. Żyję momentami. Jednym, drugim, trzecim. Potem zapominam, resetuję się i egzystuję jak wcześniej czyli nijak. Mam wątpliwości. Wątpię w życie. Nawet już łez mi szkoda, bo szczęście innych jest nieszczęściem drugich. W takich chwilach topnieje cały lód w moim sercu. Wzruszenie sprawia, że mój nastrój polepsza się z minuty na minutę. Wiecie dlaczego? Nagle zdaję sobie sprawę, że jeśliby zapytać tych wszystkich ludzi czy są szczęśliwi to połowa z nich natychmiast zalałaby się łzami. Nasze życie to poszukiwania, które już nie posiadają celu.'

poniedziałek, 4 listopada 2013

cieszę się, że jesteś i, że mówisz mi to wszystko. że wróciłaś, że się produkujesz, męczysz, starasz i, że jesteś do bólu szczera. to co mówicie do mnie jest zawsze wyżej ponad wszystko inne. przepraszam za siebie i za to, że często jestem taką jebaną ścianą, do której można mówić i mówić. postaram się wszystko zmienić, bo najwyraźniej warto. na złość przecież mi nie pomagacie...jeszcze raz wielkie przepraszam...czas wyjść na spacer z A. i wszystko przetrawić. 


 "W sumie nie wiem czy pragnę cię kochać czy zranić,
Ale te święta były ostatnie jak George Michael.
To już za nami, kogo będziemy udawać,
Bo nie wyglądam zbyt dobrze kiedy leczę kaca.
Kiedy to wraca nie bywa nigdy w jakości HD.
Ja plus ty równa się nigdy razem, bo w nawiasie
Pomnożyłeś ze mną hajs, hajs podzielił miłość przy tym.
Dziękuję, nauczyłeś mnie lepszej matematyki.."

niedziela, 3 listopada 2013

"Nie ma nic między nami, nic nigdy nic nie było, poza chwilą byłaś myślą, dziś jesteś każdą inną..."

sobota, 2 listopada 2013

cała sobota z P. szpital, dom, szlugi, żarcie, łóżko i filmy. tak wyglądał nasz dzisiejszy dzień. oglądanie bajki, a później komedii romantycznej, po której czułyśmy się jeszcze gorzej. przyszła S. tylko po to żeby jeszcze bardziej obciąć mi włosy, i wieczór w parku. sama nie wiem czy to dobry weekend. w sumie..powinnam się cieszyć, bo następnym razem w takim składzie spotkamy się dopiero w następne święta. i dziwnie bo mam do Ciebie jedną klatkę, i nie będę mogła nawet przyjść pogadać, bo przecież Cię tu nie będzie. ważne, że w tygodniu choćby przelotem, czy na palarni ale zawsze się widzimy. jutro Szczecin, do którego tak bardzo nie mam ochoty jechać. w poniedziałek okulista a później znowu przywitam szpital na Arkońskiej. wykończy mnie to wszystko. niedługo święta, później moje urodziny a dwa dni po sylwester. zastanawiam się ciągle co z tego będzie. mam wrażenie, że nie powiem w tym roku "znowu zima, tak długo na Ciebie czekałam" polubiłam mróz, śnieg, ciemne dni, i wieczory przed telewizorem ale teraz nie będą one miały najmniejszego sensu. a przynajmniej tak mi się wydaje. jest źle, żeby później było lepiej. dlaczego ciągle to sobie powtarzam, a nie potrafię w to uwierzyć. bezsens.

piątek, 1 listopada 2013

jesień jest strasznie dobijająca, najchętniej siedziałabym w łóżku z herbatą, fajkami, oglądając jakiś film. bez sensu..dziś pewnie dzień z dziewczynami, więc chociaż tyle dobrze.

cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. chyba wszystko..w każdym razie, może już tak zostać.