niedziela, 3 stycznia 2016

mamy dziś 4stycznia 2016, jednak pozwolę sobie przypomnieć rok 2015, który o dziwo mimo wielu zachwiań emocjonalnych i prób poddania był dla mnie łaskawy. mówiąc, że był łaskawy wcale nie mam na myśli tego że cudownie schudłam 20kg, czy tego że wygrałam w konkursie esemesowym nowe bmw czy pieniądze, w których do końca życia mogłabym się kąpać. próbując przypomnieć sobie to wszystko, jest mi ciężko, jednak pamiętam moje ostatnie pół roku spędzone w Szczecinie z jak już pisałam kilka postów temu, najlepszymi ludźmi jakich mogłam spotkać. specjalnie dodałam "ostatnie" bo zaraz kiedy dla wszystkich rozpoczęły się wakacje, ja jak co roku miałam nieskończone i odwieczne problemy z matematyką, która towarzyszyła mi aż do sierpnia z sześciodniową przerwą przed rozpoczęciem nowego roku. piszę tak, że gdybym tego nie przeżyła, sama nie wiedziałabym o czym pieprze. w każdym razie chodzi o poprawkę. UF. KAŻDY kto choć trochę mnie zna wie, że nie jestem dobra w problemach, które dotyczą mnie i uciekam. więc żeby nie zatracić mojej tradycji i osobowości uciekłam do pracy, miejsca, w którym nigdy nie byłam, nikogo nie znałam, a do tego wszystkiego pojechałam tam sama. pomijam fakt, że po dwudziestu spędzonych tam minutach chciało mi się wyć i wracać do domu. na szczęście wszystko się ułożyło, odpoczęłam od znajomych, rodziców i byłam zmuszona do radzenia sobie sama. dalej nie wyleczona po "pierwszej miłości" pracowałam, a po dwunastu godzinach szłam na plażę tylko po to żeby dobić się jeszcze bardziej alkoholem. jak dzisiaj sobie o tym przypomnę, to wydaje mi się, że choć czułam się wolna, to wcale tak nie było. w połowie sezonu od dwuletniej rutyny uratowały mnie O DZIWO buty. dobra, śmieszne ale jakie prawdziwe! koń by się uśmiał. ale nieważne. kiedy wróciłam z sezonu miałam już wszystko zaplanowane. wrócę do domu i przemęczę się ten rok w nowej szkole. po raz chyba trzeci O DZIWO zdałam egzamin poprawkowy. przeniosłam się, na początku wszyscy płakali a ja byłam dumna jak nigdy. no.. dopóki nie przekonałam się co mnie tu czeka. żartuję, nie jest tak strasznie. (ale mogłoby być lepiej). ogromnym plusem jest M, który naprawdę daje mi morze sił, i mogłabym mu stokroć dziękować, za to, że jest i za to co dla mnie robi. bo chociaż na początku podchodziłam do tego związku sceptycznie i na dystans, to z dnia na dzień pluję sobie w brodę, jak mogłam być dla niego taką zołzą. 6 dni temu skończyłam 18ste urodziny, lepszych nie mogłam sobie nawet wymarzyć. to był zwykły dzień, przesiedziany w garażu z jedenastoma osobami, amareną, fajkami i muzyką. czasami jest mi bardzo ciężko, bo chyba jasne, że nie przestawię się z miesiąca na miesiąc na nowe otoczenie i nowych znajomych. ale cieszę się, że tu jestem, i cieszę się, że moje wybory są takie a nie inne. bo gdyby nie moja decyzja, o zmianie szkoły, mogłabym nie przeżyć czegoś tak nowego, i tak świetnego jak tu u boku gnojka, w którym zakochałam się po uszy i czubek głowy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz