niedziela, 25 grudnia 2016

Mamy pierwszy dzień świąt i jeśli mam być szczera..są to jedne z najgorszych świąt w moim życiu. Nie ma znaczenia fakt że wyjechalam na Mazury z osobą, która jest dla mnie jedna z najwazniejszych. Serio, to nie ma znaczenia. Dla mnie to nie są święta. Od trzech lat narzekalam że święta musimy spędzać w domu. Tylko ja i rodzice. Było to dla mnie zawsze tak smutne, że nienawidzilam tych trzech dni w roku. A teraz..Siedzę na placu zabaw, sama z fajkami i wyje jak głupia. Chcę po prostu wracać. Nie cieszy mnie nic, dosłownie. Bez przerwy chodzę zła na cały świat nie wiedząc czego tak naprawdę potrzebuje. Mam wrażenie że nie pasuje tu. Nie pasuje Tobie, mam wrażenie, że nie wystarczam Ci. Za 4 dni, moje 19ste urodziny, których najzwyczajniej w świecie nie chce. Przypominają mi tylko o tym z kim spędzałam je kilka lat temu, mamrocząc pod nosem, że nie trzeba mi więcej niż moje odwieczne towarzystwo do wina i gadania o bzdurach. Teraz mogę tylko o tym wspominać, do tego w miejscu, w którym wiem, że nikt tego nie przeczyta bo w końcu są tu same żale, po których ktoś sam mógłby wpaść w depresję. Boże, jest mi tak cholernie przykro. Chyba już nie wytrzymuje sama z sobą. Nie chcę nawet liczyć ilu ludzi od tak odepchnelam tylko dlatego, że nie mogę pogodzić się z moim wewnętrznym potworem. Nie chcę wydoroślec, chce znowu przeżyć czasy za gnoja kiedy to miało się wszystko. Szczególnie chyba przyjaciół. Nie potrafię na dziś dzień okazać uczuć. Żadnych. Ciężko mi ostatnio cokolwiek w moim życiu nazwać szczęściem, nic dziwnego skoro nic mnie nie cieszy. Chcę teraz tylko spokoju. Chcę zostać chociaż na moment sama, nie muszac tłumaczyć się ludziom z tego co mi jest, co mi dolega i dlaczego się nie odzywam. Boli mnie ostatnio fakt, że wszyscy z wyjątkiem mnie ułożyli już sobie życie. Wszyscy mają miłość taka jakiej oczekują. Większość jest już zareczona, ma pracę i szczęśliwe, poukładane życie. Czasami myślę, że już nie ma dla mnie ratunku, że zawsze będę miała te swoje dwie lewe ręce, zawsze coś zbije, przewroce, potkne się, czy powiem coś niestosownego. Zawsze. Raczej nie uważam się za osobę dorosłą, przygotowaną do życia z ludźmi. Tak się czuje. I chciałabym to zmienić, ale to wszystko jest cięższe niż by mi się wydawało. Tęsknię. Po prostu tęsknię za dawnym życiem. Dziś nie mam życia, a przynajmniej nie jest ono w żaden sposób moje. W żaden. Przysięgam.

środa, 18 maja 2016

Muszę złapać oddech, tak jak wtedy nad Wisłą..

od zawsze dążyłam do tego, by móc choć raz powiedzieć sobie, że jestem szczęśliwa i, że nie brakuje mi niczego. od zawsze ten stan był gdzieś dalej niż się spodziewałam. zazwyczaj głowę psuły mi takie malutkie myśli, malutkie przeszkody, przez które po nocach nie mogłam spać. od tygodnia czuję się.. spełniona? mam wrażenie, że już nic złego mnie nie spotka, a przynajmniej przez kolejne dwa dni w przód. to śmieszne, ale dla mnie wyczynem jest przysiąc sobie, że wiem, i że jestem pewna. ostatnimi czasy dzieją się rzeczy, na które bardzo długo czekałam, albo takie, z których nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, bo.. po prostu. nie dopuszczałam myśli, że mogą się takie wydarzyć. skończyłam szkołę, napisałam maturę, w nagrodę postanowiłam zrobić sobie swój pierwszy tatuaż, zaraz po tym zdałam swoje wymarzone prawo jazdy. jedyne co mnie smuci, to fakt, że to ostatnie 13 dni. rok temu wyjeżdżając, nie trzymało mnie w tym miejscu kompletnie nic. dzisiaj jest mi nieco ciężej. chciałabym czekać na Ciebie codziennie tak jak rok temu, choć znałam Cię nic, to chciałam i czułam, że warto. chciałabym żeby nic się nie zmieniło, chciałabym znieść to od tak po prostu. chciałabym żeby była to jedna z łatwiejszych rzeczy w tym roku. ale jak zwykle, wyolbrzymiam i wybiegam daleko w przód, co nie jest zdrowe. chciałabym mieć Cię dłużej niż ten niecały rok razem przeżyty..

niedziela, 3 stycznia 2016

mamy dziś 4stycznia 2016, jednak pozwolę sobie przypomnieć rok 2015, który o dziwo mimo wielu zachwiań emocjonalnych i prób poddania był dla mnie łaskawy. mówiąc, że był łaskawy wcale nie mam na myśli tego że cudownie schudłam 20kg, czy tego że wygrałam w konkursie esemesowym nowe bmw czy pieniądze, w których do końca życia mogłabym się kąpać. próbując przypomnieć sobie to wszystko, jest mi ciężko, jednak pamiętam moje ostatnie pół roku spędzone w Szczecinie z jak już pisałam kilka postów temu, najlepszymi ludźmi jakich mogłam spotkać. specjalnie dodałam "ostatnie" bo zaraz kiedy dla wszystkich rozpoczęły się wakacje, ja jak co roku miałam nieskończone i odwieczne problemy z matematyką, która towarzyszyła mi aż do sierpnia z sześciodniową przerwą przed rozpoczęciem nowego roku. piszę tak, że gdybym tego nie przeżyła, sama nie wiedziałabym o czym pieprze. w każdym razie chodzi o poprawkę. UF. KAŻDY kto choć trochę mnie zna wie, że nie jestem dobra w problemach, które dotyczą mnie i uciekam. więc żeby nie zatracić mojej tradycji i osobowości uciekłam do pracy, miejsca, w którym nigdy nie byłam, nikogo nie znałam, a do tego wszystkiego pojechałam tam sama. pomijam fakt, że po dwudziestu spędzonych tam minutach chciało mi się wyć i wracać do domu. na szczęście wszystko się ułożyło, odpoczęłam od znajomych, rodziców i byłam zmuszona do radzenia sobie sama. dalej nie wyleczona po "pierwszej miłości" pracowałam, a po dwunastu godzinach szłam na plażę tylko po to żeby dobić się jeszcze bardziej alkoholem. jak dzisiaj sobie o tym przypomnę, to wydaje mi się, że choć czułam się wolna, to wcale tak nie było. w połowie sezonu od dwuletniej rutyny uratowały mnie O DZIWO buty. dobra, śmieszne ale jakie prawdziwe! koń by się uśmiał. ale nieważne. kiedy wróciłam z sezonu miałam już wszystko zaplanowane. wrócę do domu i przemęczę się ten rok w nowej szkole. po raz chyba trzeci O DZIWO zdałam egzamin poprawkowy. przeniosłam się, na początku wszyscy płakali a ja byłam dumna jak nigdy. no.. dopóki nie przekonałam się co mnie tu czeka. żartuję, nie jest tak strasznie. (ale mogłoby być lepiej). ogromnym plusem jest M, który naprawdę daje mi morze sił, i mogłabym mu stokroć dziękować, za to, że jest i za to co dla mnie robi. bo chociaż na początku podchodziłam do tego związku sceptycznie i na dystans, to z dnia na dzień pluję sobie w brodę, jak mogłam być dla niego taką zołzą. 6 dni temu skończyłam 18ste urodziny, lepszych nie mogłam sobie nawet wymarzyć. to był zwykły dzień, przesiedziany w garażu z jedenastoma osobami, amareną, fajkami i muzyką. czasami jest mi bardzo ciężko, bo chyba jasne, że nie przestawię się z miesiąca na miesiąc na nowe otoczenie i nowych znajomych. ale cieszę się, że tu jestem, i cieszę się, że moje wybory są takie a nie inne. bo gdyby nie moja decyzja, o zmianie szkoły, mogłabym nie przeżyć czegoś tak nowego, i tak świetnego jak tu u boku gnojka, w którym zakochałam się po uszy i czubek głowy.