Znowu tu wracam, jak za każdym razem kiedy odczuwam przeogromną tęsknotę. Za czym? sama nie wiem. wszystko jest tak cholernie ulotne, cholernie nietrwałe i kruche. Wszystkie starania idą na nic, kiedy pod nogami grunt nie jest trwały. po prostu..wracam tu i cały, zabiegany tydzień nie ma znaczenia, przy tym krótkim weekendzie. nie potrafię być sama, cisza jest tak głośna, że ledwo to znoszę. od półtorej roku co jakiś czas tu piszę. patrząc dziś na to wszystko - sporo się zmieniło w moim życiu. problemy ze szkołą, ze zdrowiem, powroty, płacz i żal do całego świata. przeprowadzka, nowe znajomości, ludzie, których nie chciałam wpuścić do swojego życia. strach, który paraliżował mi każdą część ciała. tyle razy obiecywałam sobie, że skończyłam na dobre. że już więcej nie wrócę do tego tematu. nie było mowy nawet o najmniejszym podłamaniu się. jednak mimo wszystko, tak jak przypuszczałam, nasza znajomość nie skończyła się na cotygodniowym wychodzeniem na fajkę i gadaniu o niczym. dałam się wplątać w coś, co jeszcze bardziej mną wstrząsnęło, a jednocześnie pozwoliło ukoić ból, związany z twoim ponownym odejściem. dziś, choć mam ogromną ochotę zapytać cię najbardziej przyziemne rzeczy, na przykład takie jak sobie radzisz, czy wszystko jest w porządku, i czy nadal masz w sobie więcej optymizmu niż ja...to odpuszczam. wiem, że wyszłabym na ostatnią idiotkę, która nie ma za grosz szacunku do siebie. ale chyba nie o szacunek tu chodzi, a o zwykłe przywiązanie. takie przywiązanie, które nie znika po nieudanym dogadaniu się, czy też wyrządzonej krzywdzie.
Niedługo mamy święta..może czas wraz z wiosną obudzić w sobie resztki uczuć, i zmienić coś diametralnie w swoim życiu. dać sobie szansę, i już więcej nie mówić sobie, że najzwyczajniej w świecie nie dam rady, bo przecież to zależy tylko od nas samych..

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz